Starożytni nauczyciele retoryki, którym do pięt nie dorastamy mawiali: „docere – movere – delectare”, czyli: „uczyć – poruszać – bawić”. Zasadę tą odnajdujemy u Kwintyliana, w jednym z najstarszych podręczników do prezentacji („Kształcenie mówcy”). Pierwszy dyrektor retorycznej szkoły w Rzymie radził, by mówca potrafił mówić nie tylko komunikatywnie i merytoryczne, ale też ciekawie, dowcipnie i poruszająco! My, współcześni, jesteśmy zadowoleni z siebie gdy wdrapiemy się na poziom pierwszy – „docere”. Oni mówili jeszcze o dwóch poziomach, które – jakby nie było – odnoszą się do sfery uczuć: wyzwalają śmiech i zachwyt, budzą poruszenie i radość. Pewnie nie będzie między nami sporu, jeżeli powiem, że humor wywołuje pozytywne emocje, a poprzez to (jak dowodzi współczesna psychologia) myślenie człowieka staje się bardziej plastyczne. Badania dowodzą, że pozytywne emocje zmniejszają krytyczność w myśleniu, skłaniają do poszukiwania pozytywów w ocenianym przedmiocie, nastawiają człowieka bardziej koncyliacyjnie. Dodatkowo, psychologia zajmująca się twórczym myśleniam wspomniana się o filokreatywnym znaczeniu pozytywnym emocji w procesie poszukiwania rozwiązania. Słowem, wyzwolenie u słuchaczy pozytywnych emocji sprzyja przekazowi i Przekazującemu, pomaga rozumieć mówione oraz zaakceptować Mówiącego. Jeżeli tak jest, to spróbujmy usystematyzować, co zyskujemy posługując się humorem podczas wystąpienia? Wymienię pięć korzyści.
1. Wizerunek mówcy. Wizerunek, czyli to w jaki sposób odbierany jest mówca. I tak, jeżeli posiada on poczucie humoru, to szybko zjednuje sobie słuchaczy, zaś jego trafna i żartobliwa wypowiedź przełamuje pierwsze lody i tworzy nić porozumienia z publicznością. Człowiek z poczuciem humoru odbierany jest jako (uwaga ciąg prawdopodobnych skojarzeń): „dowcipny – przyjazny – pozytywnie nastawiony”, lub: „dowcipny – inteligentny – swobodnie poruszający się w temacie”.
2. Sposób na zaprezentowanie trudnego/poważnego tematu. Poczucie humoru daje nam możliwość opowiedzenia o tematach, do których – tu eufemizm – słuchacze raczej się nie garną. Pozwólcie, że zapytam: „ilu z was chętnie poszło by na pogadankę dotyczącą tematu relacji małżeńskich?”. Wiem, wiem, spróbujcie opanować entuzjazm. Już widzę tłumy chętnych! Jednak można o tym opowiedzieć … zaskakująco! Ostatnio obejrzałem wykład Marka Gungora poświęcony temu zagadnieniu. Wykład, na którym publiczność ze łzami w oczach, w skupieniu słuchała mówcy! Jeżeli nie wierzycie, zapraszam na YouTube: Pudełko nicości, czym się różni mózg kobiety od mózgu mężczyzny? (fragment całego wystąpienia).
Za tydzień trzy pozostałe korzyści.
PS. Do wspomnianego na początku Kwintyliana jeszcze kiedyś wrócę. Jego koncepcja mówcy jest bardzo, ale to bardzo ciekawa. A tych z was, którzy uważają, że przesadziłem pisząc „do pięt starożytnym nie dorastamy” zachęcam do odwiedzenia półki z książkami pt.: „Komunikacja w biznesie”, np. w najbliższym Empiku. Wrażenie? Masowe, notoryczne, wzajemne kopiowanie!