„Świat, w który to ja jestem najmądrzejszy – świat bez autorytetów – to świat idioty.”

Te niezwykle trafne słowa profesora Krzysztofa Michalskiego zainspirowały mnie do rozważań nad Biorąc rozbieg w proponowanym tu myśleniu o autorytecie, postawmy pierwsze pytanie: Kim jest człowiek, którego możemy tak określić?

„Autorytet” to ktoś, kto ma nade mną władzę dzięki świadectwu swojego życia w obszarze, w którym ja odczuwam brak. Może rozwinę tą roboczą definicję.

Po pierwsze – jest oczywiste, że myśląc o autorytecie, używam terminu „władza”, ale w odcieniu aksamitnym/dyskretnym, bo przecież nie jest to władza, którą mi narzucono. Nie jest to układ obwarowany sankcjami czy ufundowany na siłę. Dzieje się tak, ponieważ w relacji o której rozprawiamy: a. to ja nadaję komuś ów autorytet (on staje się dla mnie punktem odniesienia), b. to ja dobrowolnie podlegam jego wpływowi (chcę czerpać z…, uczyć się od…). c. to ja wyznaczam tempo i skalę tego oddziaływania, w którym np. uczę się pewnego stylu myślenia/działania. Dlatego też można powiedzieć, że jest to władza aksamitna i dobrowolnie przyjęta, a ja, wchodząc i pozostając w tym układzie, jestem „pod wrażeniem”, „urokiem” danej osoby, co w konsekwencji przekłada się na moje działanie i np. w swoim życiu odnoszę się do jego spostrzeżeń i traktuję je jako miarę w danej dziedzinie.

Po drugie – odwołuję się do obranego autorytetu w ściśle określanym zakresie – tylko tam, gdzie dostrzegam swój brak. W obszarze, którego pragnę, a ów autorytet go posiadł. Wiem, że on w tym względzie potrafi bardziej niż ja, sięga głębiej w dziedzinie, która jest dla mnie centralna, czy jakoś znacząca. Mój Autorytet posiadł coś w sposób wyjątkowy, za czym ja bezradnie pożądam.

W tym zjawisku ważne jest coś jeszcze – zakres. Otóż jeżeli przyjmiemy rozróżnienie, jakie zachodzi między terminem „specjalista” a „autorytet”, to szybko zauważymy, że ten pierwszy posiada kompetencje w ściśle określonej dziedzinie – jest specjalistą „od – do”. Rozmawiając z nim, mam świadomość, że on wie więcej niż ja, a to, co mi przedstawia, opiera się na aktualnych ekspertyzach z obszaru „od – do”. Zatem od eksperta nie oczekuję pomysłu na życie, ale pomocy w rozwiązaniu konkretnego zadania. Inaczej jest z autorytetem. To człowiek, który pomaga mi uporządkować świat, zmienia mój układ odniesienia, otwiera przed mną nową, inspirującą perspektywę i po spotkaniu z nim rozumiem z życia więcej, nagle otwierają się przede mną nowe sensy. Autorytet operuje w innym wymiarze, w wyższych rejestrach (choć cały czas dotyka spraw absolutnie fundamentalnych i podstawowych).

No dobrze, ale na tym nie koniec, bo nasze myślenie możemy popchnąć jeszcze w innym kierunku. Możemy opisać fenomen autorytetu przy pomocy trzech metafor: „podróżnik”, „świadek” i „przewodnik”.

Autorytet jest Podróżnikiem, ponieważ całym sobą oddany jest kwestii, którą się zajmuje. Gołym okiem widać, że pochłania go dyscyplina, w której się porusza, a skala jego zaangażowania jest tak duża, że trudno nam – postronnym obserwatorom – oddzielić ideę, która go pasjonuje, od niego samego. Trudno oddzielić osobę od przedmiotu, ponieważ w wyniku tego pochłonięcia autorytet emanuje tym, co go absorbuje i dlatego staje się… Świadkiem. Jego życie i on sam opowiada o tym, za czym on się opowiedział. Taki człowiek nie tyle mówi o pewnych ideach – co nimi oddycha, nie tyle głosi jakąś aksjologię – co jest jej uosobieniem. Autorytet wyzwala w ludziach chęć podążania za nim, słuchania, myślenia o tym, co on przedstawia – jest Przewodnikiem. Oto on, stylem swojego działania prowadzi nas w nowe rejony. Ludzie pozostający w orbicie jego oddziaływania wkraczają w inny wymiar, nowy świat. Chcę to wyraźnie podkreślić – jedynie wejście w rolę Podróżnika (z całą intensywnością poszukiwania, doświadczania wzlotów i upadków, bycia gotowym na wszelkie konsekwencje tej podróży) rodzi rolę Świadka, który jest już pochwycony przez dany temat, a dopiero to powoduje, że taki człowiek staje się Przewodnikiem dla innych.

Na koniec sięgnę po obserwację z klasyki filozofii – Hanna Arend zauważyła kiedyś, że kryzys autorytetu to załamanie podstaw świata („Między czasem minionym, a przyszłym; osiem ćwiczeń z myśli politycznej”). Nie będę oryginalny, gdy powiem, że nasz świat trzeszczy w posadach ponieważ w wielu miejscach się sypie, a na pewno przyśpiesza i staje się coraz mniej zrozumiały. Obecnie potrzeba nam autorytetów jak lekarstwa. 

Jeśli ten artykuł poruszył w Tobie jakąś strunę i chcesz wejść w to głębiej, to może warsztacik „Marka osobista – jak być autorytetem?” 🙂