Fenomen Zełeńskiego w kontekście komunikowania – część 2

Marka osobista Putina i wizerunek Zełeńskiego. 

Na początek dwie dygresje. 

Pierwsza, prosty eksperyment: ten sam tekst włożono do dwóch różnych gazet – amerykańskiego Science i do radzieckiej Prawdy. Następnie poproszono badanych o ocenę wiarygodności zamieszczonego materiału. W grupie, która czytała ten artykuł w Science, poziom zaufania był znacząco wyższy niż w grupie, która czytała go w radzieckiej Prawdzie. Powód? dość oczywisty – większy autorytet źródła informacji (nadawcy), to większe zaufanie do przekazu. I na odwrót niska ocena wiarygodności nadawcy przekazu implikuje niską wiarygodność treści.

Druga, stara anegdota. Turnieju szachowy, przed wysoko pozycjonowanym graczem usiadł młodzik. Ten pierwszy widząc z kim ma do czynienia ściągnął dwie figury, dając w ten sposób fory, na co urażony młodzian odrzekł – „Ale dlaczego pan to robi? Przecież mnie pan nie zna!”. Na co ten pierwszy odpowiedział – „Właśnie dlatego”. 

Myśląc o przesłaniu jakie niesie owa anegdota nie powinniśmy wygłaszać rzeczy oczywistych i banalnych np. „że ten pierwszy mógł się pomylić”, „że bywają sytuacje w których ktoś zostaje pokonany przez słabszego”, bo to wszystko to frazesy. Rzeczą kluczową jest to, że w świecie społecznym liczymy się ze słowami, ludzi, którzy są wiarygodni bądź mają pewną pozycję czy też władzę. I biorąc to pod uwagę, z pewnym zdziwieniem można odnotować, że wiele pomysłów i programów dotyczących sztuki prezentacji czy budowania przekazu pomija właśnie ten kluczowy element – pozycja/wiarygodność mówiącego. 

Ale w takim podejściu nie jesteśmy w tym odosobnieni, bo już u zarania myślenia o prezentacji było dość analogicznie skoro Arystoteles, w swojej „Retoryce” odnotował:

Nieprawdą jest, co twierdzą autorzy podręczników wymowy, że szlachetność mówiącego nie ma żadnego wpływu na siłę przekonywania. Wprost przeciwnie – można powiedzieć – charakter mówcy daje największą wiarygodność jego argumentom”. 

 

Dlatego musimy pamiętać, że w komunikacji liczy się zasada – „kto mówi, często jest ważniejsze od tego co mówi”, lub nieco mniej radykalnie – „o tym jak będzie odebrany komunikat ma wpływ na wizerunek mówiącego”.

Słuchacz, rozmówca zawsze ocenia przekaz w perspektywie tego, kto do niego ów przekaz kieruje. 

A jak już powiedziano w poprzednim odcinku, Zełeński zbudował ogromny kapitał tym, że „zostaje” oraz intensywnością zaangażowania w owe „zostaje”. Jego oddanie, liczba spotkań, wystąpień, obraz, często zmęczonego człowieka, to wszystko ilustracja skali zaangażowania. 

Ale, aby dobitniej podkreślić jeden z wymiarów jego fenomenu komunikacyjnego odwołam się do koncepcji wypracowanej przez starożytnych Greków. A warto do nich sięgać, bo ich przemyślenia dotyczące sztuki prezentacji vs propozycje współczesnych autorów książek  jakie możecie znaleźć np. w Empiku, to porażający regres w dziedzinie publicznego mówienia. 

Więc ojcowie demokracji zastanawiając się nad pytanie – „kto jest skuteczniejszy w mówieniu na agorze?” wykuli dość zdroworozsądkową triadę. U jej podstaw leży etos, czyli wiarygodność, następnie mamy patosczyli uczucia jakie mówca wzbudza u słuchaczy i wreszcie na końcu, logos, czyli użyte argumenty, sposób przekazu. 

No dobrze na czym jest ufundowany ów etos. Myślę że rozsądnie można założyć, że konstytuują go dwie cechy: charakter i profesjonalizm, bo nie zaufamy szlachetnemu i etycznemu dyletantowi, ale i nie pójdziemy za radą nieuczciwego i cwanego profesjonalisty. Pierwszego traktujemy pobłażliwie, a drugi wzbudza naszą podejrzliwość i narastającą niechęć. A żadnemu z nich nie udzielimy kredytu zaufania, bo obaj są niewiarygodni, a ich słowa potraktujemy z dystansem. Można więc powiedzieć, że wiarygodność stoi na dwóch nogach – profesjonalizmie i charakterze. 

W sytuacji Zełeńskiego jego profesjonalizm w zakresie komunikacji widać w pomysłowości, tak form, jak opracowywanych treści, bo każde wystąpienie jest trafnie opracowane pod grupę odbiorców. I tak, mówić w greckim parlamencie wspomina Termopile, a przemawiając w Kongresie nawiązuje do Pearl Harbor, czy 11 września. Natomiast kwestia druga, czyli charakter przebija się w oddaniu dla sprawy wolnej Ukrainy, nie szukaniu własnego interesu.

Jeden z autorytetów z obszaru badań nad wpływem społecznym, Mark Leary, tak podsumował badania dotyczące skuteczności w oddziaływaniu na innych: „W ciągu ostatnich 30 lat liczne badania wykazały, że działanie przykładu jest jedną z najpotężniejszych metod wpływania na cudze zachowania”. A właśnie sposób i styl zachowania prezydenta Ukrainy mocno zaważył na odbiorze jego logosu. I w następnym odcinku przejdę do rzeczy, które interesuje mnie najbardziej, czyli przeanalizuję styl komunikowania Zełeńskiego. 

A co z marką osobistą Putina? Wnikliwy czytelnik mógłby zarzucić powierzchowność analizy, no bo przecież – „Putin nie cieszy się zaufaniem, a ma wpływ”. Oczywiście, że tak jest, a powód takiego stanu rzeczy jest dość oczywisty. Jeżeli weźmiemy prostą definicję wizerunku, która mówi, że jest to „określone działanie człowieka, które zachęca, popycha, pobudza, zmusza, skłania czy doprowadza innych ludzi do ograniczonego zestawu reakcji”, to w jej świetle możemy zauważyć: 

Primo – wizerunek prezydenta Putina składał się z dwóch, mocnych zarysowany komponentów: siły i bezwzględności. Pierwszy, budowany był dość długo i bardzo pieczołowicie: od eksponowania jego siły fizycznej, gdzie widzieliśmy jak Prezydent Rosji walczy na macie, jeździ konno z nagim, muskularnym torsem. Potem obserwowaliśmy jak obsługuje sprzęty wojskowe, steruje samolotem, a w tle tej ekspozycji przewijał się militarny sztafaż Rosji.  A drugi komponent tworzony był przez serię bezwzględnego niszczenia i zabijania wszystkich i wszystkiego co stanęło mu na drodze. 

Secundo – co powoduje autoprezentacja oparta na sile i bezwzględności?, lub trzymając się przywołanej definicji Charlesa Kieslera – do czego zachęcał, popychał, pobudzał, zmuszał, skłaniał taki wizerunek?

No cóż, łatwo odpowiedzieć, bo wywołuje on: strach, kalkulacje w zachowaniu i w konsekwencji najróżniejsze formy i odcienie uległości. 

I tak, na przestrzeni czasu widzieliśmy jak mocarny Władimir zastraszał i paraliżował, groził i niszczył, aż … kakao się wylało. 24.02.2022 na naszych oczach i zupełnie niespodziewanie Kozak się postawił, lub w innej odsłonie – nagle z tłumu wybiegł mały chłopczyk i zawołał: „Mamo, mamo, król jest nagi!”. I rzeczywiście. Wszyscy zaczęli dostrzegać, że tak jest w istocie. I tak rozpoczęła się spektakularna odsłona słabości, tak armii, pozycji Rosji jak i samego Putina. Przecieraliśmy w Europie oczy ze zdumienie widząc tekturę, prowizorkę i sznurek ze snopowiązałki  zamiast żelaza, siły i dynamiki. I w ślad za naszym odkryciem poszła drwina i śmiech z mocarza. Setki memów, anegdot i satyrycznych rysunków. 

I tak, w ów wizerunek siły i bezwzględności wymierzono broń najskuteczniejszą. Armatę z którą musi się liczyć każdy tyran – żart. A wiadomo, że satyra jako forma ma to do siebie, że obnaża, pokazuje małość i na końcu zostaje… śmieszność. Ot, weźmy przykład pierwszy z brzegu, odpowiedź jaką zgotowali Putinowi Finowie, gdy ten zagroził, że zwiększy ilość swojej armii na granicy. W odpowiedzi, zorganizowali przejazd traktorów nawiązując w ten sposób do przypadków, gdy ktoś ukradł czołg używając do tego traktor, zobacz film >>>

I tak marka Putina zaczęła tracić na znaczeniu, realia wprowadziły korektę i z dwóch komponentów marki – „siła i okrucieństwo”, zostało tylko „okrucieństwo”. 

Za tydzień będzie o logosie, czyli rozpykamy temat jak skutecznie komunikować używając głowy i mowy. Zapraszam.

zdj. gazeta.pl / bbc