Potęga ulotnych słów

część 1: Fenomen Zełeńskiego w kontekście komunikowania. 

„Potrzebuję amunicji, nie potrzebuję podwózki”, tak zareagował Zełeński na informację i propozycję amerykańskiego wywiadu i tą wypowiedź będę traktował, jako taki rodzaj hermeneutycznego klucza, żeby zrozumieć fenomen Wołodymyra Zełenskiego.

Jednak na początek odwołam się do chiazmu. Chiazm to technika retoryczna, od greckiego „X” gdzie konstrukcja oparta jest na zasadzie AB-BS. Tak jak na początku wojny w Ukrainie mówiono „komik stał się przywódcą, wielu przywódców stało się komikami„. Albo, inne chiazmy, na przykład ten:

  • wykorzystany przez Uniwersytet SWPS, gdy komunikowali o zmianie swojego logo: „To nie zmiana symbolu, tylko symbol zmiany„,
  • albo ostania reklama Ikei w której usłyszeliśmy „Masz miejsce na wszystko i wszystko na miejscu„,
  • lub najbardziej znana wypowiedź W. Buffeta, który sugerował jak inwestować na giełdzie i mówił „bój się gdy inni są chciwi, bądź chciwy, gdy inni się boją„.

A ów chiazm – „komik stał się przywódcą, a przywódcy stali się komikami”, zaczął rozszerzać swój wpływ nie tylko na przywódców politycznych. Wiele osób swoimi komentarzami zaczęło się w tej sytuacji – delikatnie mówiąc – kompromitować.

Bo wiadomo, sytuacja kryzysu, to jak mawiał J. Walls – „Gdy woda opada, od razu widać, kto pływał bez majtek” – to sytuacja bardzo diagnostyczna.

I tak wpisuje się w tą panoramę wypowiedź chociażby P. Coelho, że w tym momencie ludzie stają się rusofobami. No przecież to było śmieszne, bo gdy  patrzymy na miazgę jaką robi Rosja w Mariupolu to myślimy sobie, jak można coś takiego powiedzieć?

Albo po wystąpieniu Zełeńskiego dla Kongresu Stanów Zjednoczonych, jeden z amerykańskich finansistów Peter Schiff powiedział, że jest oburzony, bo jak ktoś w koszulce khaki, bez garnituru i koszuli mógł wystąpić przed kongresem – „Czy prezydent Ukrainy nie ma garnituru?”.

Celnie tą wypowiedź skomentował jeden z internautów pisząc: „Jest dopiero marzec, ale pan właśnie opublikował najgłupszą rzecz, jaką zobaczę na Twitterze przez cały rok”.

I tak, ów chiazm „jak wielu stało się komikami”, w zastraszającym tempie zaczął pracować. Ale wracam do naszego początku, czyli wypowiedzi „potrzebuję amunicji, a nie podwózki”. Dla mnie jest to bardzo znamienne zdanie, bo Zelenski wygłosił swego rodzaju proroctwo, ale też zdefiniował swoją aktywność.

Z jednej strony powiedział – zostaje: nie uciekam, będę tutaj. A ta druga część „nie potrzebuję podwózki” jest niezwykle frywolne i lekkie żeby nie powiedzieć szturchaniec, bo zauważmy, że on w taki sposób odpowiedział największemu mocarstwu od które jest bardzo zależny. To właśnie pokazało w jaki sposób będzie się komunikował. I przez chwilę, na tych dwóch elementach skoncentruje się.

Pierwsze – „zostaję”. Czyli jestem w miejscu w którym toczy się wojna – a przecież mógł wyjechać. Mógł być prezydentem na uchodźstwie i nadawać do narodu z Waszyngtonu albo z Londynu. I te wszystkie swoje tweety, wypowiedzi, mógł wysyłać stamtąd. Ale on tego nie zrobił. I właśnie tak zaczął budować swój niesamowity kapitał i niepodważalną pozycję. Ponieważ „zostaję” i ryzykuję, ale robię to jak nikt inny, bo jestem na celowniku, prowadzone jest polowanie, w moją stronę puszczono 400 wagnerowców i co chwilę nasyłane są przeróżne ekspedycje rzezimieszków. Jak w tej decyzji różnił się od wielu przywódców, którzy myśleli tylko o sobie, swoim bezpieczeństwie czy interesie. Albo następny kontrast, który niepokojąco rozrastał się między nim a smutnym grabarzem z Moskwy. Co mam na myśli? Zauważcie Zełenski jest „tu i teraz”, na miejscu, tu gdzie toczy się walka. Jest tragicznie i widać jak czasami prowadzi spotkanie z dziennikarzami i dosłownie słania, się ze zmęczenia. Jak często było widać to na jego twarzy? Ciągła presja i wysiłek fizyczny. A na przeciw smutnego grabarza z Moskwy, który występuje w szklanej klatce podczas spotkania na stadionie. Pamiętacie to wystąpienie na Łużnikach?

Tutaj mamy lidera, który siedzi razem ze swoimi żołnierzami, a tam kogoś, kto zasiada przy długim konferencyjnym stole, na końcu którego widać jakąś marionetkową postać. Zauważmy, ten kontrast dzieje się na naszych oczach i można by powiedzieć, że Putin gorliwie pracuje na rzecz Zełeńskiego. A my, obserwatorzy widzimy jak na firmamencie spotykają się dwie gwiazdy, dwóch Włodzimierzów. I jedna z nich zaczęła świecić coraz mocniej i coraz jaśniej, a druga, swoją żenadą pracuje na konto tej pierwszej.

Pamiętam jedną konferencję prasową, gdzie Zełeński wchodził do sali, gdzie siedzieli już dziennikarze, a on widząc, że nie ma na czym usiąść zabiera z sobą krzesło. Nikt mu nie donosi, nikt nie przygotował specjalnego miejsca. On chwyta krzesło i siada bardzo blisko grupy korespondentów. A kilkaset kilometrów dalej  przypudrowany satrapa trzyma na dystans całe swoje otocznie. Ten kontrast (między nim a Putinem), jest po prostu miażdżący. W sytuacji kontaktu z ludźmi, podejścia do ludzi – ten się troszczy o jednych, ten traktuje drugich jak mięso armatnie. Czyli pozycja Zełeńskiego cały czas rosła.

Pamiętam trzy tygodnie wojny, pierwsza rzecz jaką robiłem, to zaraz po obudzeniu brałem komórkę i sprawdzałem – „Kijów się broni, czy nie? Zdobyli Kijów?”. Przez ten pierwszy okres, w domu razem z żoną byliśmy przyssani do telewizora. Sprawdzaliśmy informacje i śledziliśmy co się wydarzyło. I nagle zaczęliśmy uczestniczyć (przepraszam za porównanie) w jakimś serialu, gdzie odcinek za odcinkiem sezon za sezonem wchodzimy coraz głębiej i nie możemy się oderwać. I ciągle myślimy – przeżyje czy nie? I kibicujemy mu przez cały czas. I tu przypominam sobie jedną rozmowę z Małgosią, gdy ona w którymś momencie powiedziała coś bardzo ciekawego:

– Popatrz, ciekawą rzecz, w przestrzeni publicznej pojawił się mężczyzna.

(Uu aż sobie usiadłem).

– Pojawił się mężczyzna – powiedziała.

– A co masz na myśli?

– Zobacz, ktoś kto buduje bezpieczeństwo, i daje poczucie stabilizacji.

Mocne. Bardzo mocne.

cdn

***

Fot. radiozet.pl