Henio potrzebny na gwałt!

Zgoda, może nie jest błyskotliwa i nie ma w niej, „że boki można zrywać”, ale dotyka sedna, dlatego od niej zaczniemy. Lata temu słyszałem anegdotę, posłuchajcie:

„Pewien mówca otrzymał zaproszenie by w dużej firmie, podczas uroczystości trzydziestolecia jej działalności wygłosić przemówienie. I tak, po zakończeniu, z nieskrywaną przyjemnością oddawał się czarowi rozmów z jej pracownikami oraz zaproszonymi gośćmi. – „Ależ to miłe przeżycie. Ba, czy nie jest wreszcie tak, że właśnie dla takich chwil warto żyć?” – myślał, słuchając wyrazów uznania. Ale w tej błogiej aurze była jedna zadra, która mąciła ów idylliczny obraz. Otóż, co pewien czas trafiał na niskiego mężczyznę o rozbieganych oczach, który podchodził i rzucał coś nieprzyjemnego w jego stronę.

Pierwszy raz miało to miejsce przy umywalce w toalecie, gdzie ów cherlawy gość podszedł bardzo blisko, dokładnie rozejrzał się dookoła, jakby chciał mieć pewność, że nikt nie podsłuchuje, a następnie ściszonym głosem powiedział: „Odgrzewane kawałki” po czym szybko skłonił się, odwrócił i wyszedł. Do drugiego spotkania doszło w szklanym holu. Nagle wyrósł jakby spod ziemi, gdy nasz mówca raczył się miłą rozmową z – nie ukrywajmy tego przed czytelnikami bloga – czarującą Panią dyrektor ds. marketingu. Zaszedł od tyłu naszego retora i prosto w ucho nerwowo wyszeptał: „Brak składu i ładu, ale widać, że facet ma dobre samopoczucie” po czym zawinął się i pognał dalej. Wszystko co robił stwarzało wrażenie jakby uwijał się w ukropie i niezwykle śpieszył. Jakby wykonywał pewną tajemniczą pracę, której sens był głęboko ukryty. Ostatnie, trzecie spotkanie miało miejsce w trakcie rozmowy z gospodarzem spotkania. Właśnie wtedy gdy właściciel firmy częstował go szampanem, znowu pojawił się ten niepokojący jegomość. Stanął, lekko dygnął i skłonił się po czym konfidencjonalnie powiedział: „Prawie żadna znajomość tematu i stare ilustracje”.

Tak, tak moi mili, tego było już dosyć dla naszego Cycerona. Wyraźnie wytrącony z równowagi, resztkami sił powstrzymał swoje wzburzenie i opanowując się zapytał uroczego gospodarza spotkania: „Pan wybaczy – kim jest ów niski mężczyzna?”.

– „A… odparł ten pierwszy. To nasz Henio, ale nie… Nie, proszę się nim zupełnie nie przejmować. Henio jest absolutnie nieszkodliwy, ale, cóż… nie ma co kryć, tylko dzięki niemu dokładnie wiem, co moi ludzie myślą i mówią”.

Tę prostą anegdotę słyszałem może… 15 lat temu, i widzę, jak po tak długim czasie jej sens i prawdziwość nabierają znaczenia. Przykład, ilustracje z życia? Proszę bardzo…

Całkiem niedawno znajomy z koncernu farmaceutycznego opowiada mi o smacznym wydarzeniu: „Dziewczyna z mojego działu organizowała konferencję dla naszych klientów, czyli lekarzy. By podnieść rangę spotkania zaprosiła key opinion leader – panią profesor, która cieszy się uznaniem eksperta w dziedzinie schorzenia, którym się zajmujemy. I oto sytuacja przedstawia się tak. Na sali zebranych jest ponad sześćdziesięciu słuchaczy. Koleżanka rozpoczyna konferencję i na mównice zaprasza ową panią Profesor, która otwiera swój wykład.

Po – mniej więcej – pięć minutach, moja znajoma bierze komórkę i pisze do innej dziewczyny z zespołu: „O matko, ależ ona smęci, znowu te sama teksty, mogłaby wreszcie coś zmienić!!!”. Po czym odkłada komórkę i wraca do słuchania, gdy nagle wpada w panikę, bo zdaje sobie sprawę, że sms został wysłany do pierwszej osoby, do której dzwoniła, czyli do owej pani Profesor. Jak podejrzewasz – mówi znajomy – zimny pot ją oblał. Widmo gwałtownego a i ostatecznego zakończenia współpracy stanęło przed oczami. Ale, ale, dziarski organizator nie daje za wygraną. Zaczyna nerwowo główkować i… jest! Wpada na genialny pomysł, który wykorzystuje zaraz po zakończeniu wykładu. Otóż, podbiega szybko do pani prelegentki i z wypiekami na twarzy mówi: „Pani Profesor, proszę wybaczyć wysłałam na Pani numer pikantny sms. Proszę niech Pani go nie czyta. Ja muszę go skasować. Spalę się ze wstydu, bo on miał trafić do mojego męża”. Sytuację udaje się opanować.

Przyznajcie, zdarzenie, że palce lizać, uczciwie dodam – lepszego bym nie wymyślił. Ale przejdźmy do morału, oto w centrum naszej historii mam dwa obiegi informacji. Pierwszy, w którym swobodnie płyną prawdziwe komentarze. Wszystko to, co myśli słuchacz, czyli „stare kawałki” odmieniane przez przypadki, a tuż obok biegnie kanał nr 2, ten oficjalny. Tu, w uporządkowany sposób suną informacje: bezpieczne, przemyślane i nieprawdziwe. I teraz najlepsze. Jeżeli ktoś z nas mówi do swoich podwładnych, dostawców, a potem przykłada ucho do wylotu kanału nr 2 to nie wiemy nic (sic!). Więcej, systemowo rozmija się z tym jak faktycznie jest oceniany. Bo przecież, przyznajemy, owa pani Profesor może być święcie przekonana, że było ciekawe, merytorycznie, a może nawet mądrze.

Jeżeli teraz komuś z was przemknęła przez głowę myśl: „Stączek grubo przesadza na potrzeby tego tekstu”, to wywołany do tablicy odpowiem – czy aby na pewno? Odbiorca, a szczególnie ten, który jest od ciebie zależny zrobi wiele by nie zmącić ci dobrego samopoczucia, a na pewno – by się przypadkiem nie narazić. Przypuszczam, że ktoś bardziej matematycznie uzdolniony byłby w stanie stworzyć pewną prawidłowość, wedle której czynnik A: „Subiektywne poczucie słuchacza dotyczące zależności od ciebie”, przekłada się wprost proporcjonalnie na czynnik B: „Zmniejszoną ilość prawdziwych informacji na temat twojego wystąpienia”, słowem – „im bardziej, tym bardziej”. Bo wreszcie, czy nasi ludzie, przez skórę nie czują prawdziwość sytuacji jaka przydarzyła się kiedyś greckiemu poecie Filoksenosowi, który komentował wiersze tyrana Dionizosa. A wynik jego pracy był taki, że rozgniewany władca zesłał go za karę do kamieniołomów. Jednak – jak podaje historia – po jakimś czasie wezwał go z powrotem i znowu zaczął mu odczytywać swoje poematy. Posłuchawszy chwilę, Filoksenos wstał, grzecznie się ukłonił i skierował się̨ do wyjścia, na co zdezorientowany Dionizos zawołał: „Dokąd idziesz?”. „Z powrotem do kamieniołomów!”.

Ale, ale, ktoś mógłby powiedzieć, to przecież inne czasy. Starożytność, autorytarne układy, brak demokratycznego klimatu jakim obecnie żywi się współczesna Europa. Czy, aby na pewno?

Jak pewnie podejrzewacie pisząc o takich sytuacjach łatwo wejść na łatwą drogę ironizowania, ale ja – na moment – chciałby poważnie i nawiązując do tytułowego mroku dopiszę.

Otóż, dość prosto można wyobrazić sobie taką serię zdarzeń. Przywołana na początku Pani Profesor, po zakończonym wykładzie widzi przykazane uśmiechy, słyszy podziękowania słuchaczy, kilka zdań spod znaku: „To było bardzo wartościowe i cenne, co Pani dziś powiedziała”. Potem jest powrót do domu i miłe odczucie towarzyszące dobrze wykonanej robocie.  W kuchni, przy kolacji, pada pytania ze strony męża: „Kochanie, jak ci poszło?”. – „Wiesz, była bardzo miła atmosfera, udało mi się powiedzieć to, co zaplanowałam, potem pojawiło się kilka trafnych pytań. Jestem zadowolona, że dałam się namówić na tę konferencję”. A dwie godziny po wszystkim, tak tuż przed zaśnięciem, pojawia się jeszcze prosta myśl: „Było bardzo fajnie. Warto”. Więc, są tytułowe oczy otwarte, ona widziała wiele, ale faktycznie panuje mrok i nie dostrzega, jak jest naprawdę, bo oto gdzieś kilkanaście kilometrów dalej, grupa ludzi zasypia z myślą: „Ależ ona znowu smęciła, po co zapraszać kogoś takiego?”.

Czyli, pisząc bardzo poważnie i stroniąc od sarkazmu – mamy przed sobą ten sam motyw, co w tekście piosenki: „Wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie. Nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie. Tylko się każdy gapi, tylko się każdy gapi i nic…”.

Puenta? Praktyczne zadanie: Każdy, kto już przeczytał ten wpis poproszony jest przez niżej podpisanego o zamieszczenie w necie ogłoszenia: „Henio potrzebny na gwałt”.

Marek Stączek

P.S. To moje skromne życzenie na 2020 rok. A ogłoszenie już zamieściłem, sprawdź >>>