W sobotę, szesnastego między 20:30 a 22:45 robiłem to co Wy. Wieczór spędziłem kibicując naszej drużynie. Jak wszystko się skończyło, wiemy miało być tak pięknie, a było jak zawsze. Ale, ja nie o wyczynach biało-czerwonych opowiem (bo i pewnie musiałbym tu już zakończyć), ale o sposobie komentowania meczu. Sposobie, jaki przeprowadził jeden z telewizyjnych prezenterów, a że pisać będę krytycznie, więc mniejsza o personalia. Tyle na wstęp, teraz do sedna.
Otóż, jest druga połowa, nasi słabną miarowo. Ktoś znowu odłączył im prąd. Suną po boisku jak much w smole, a komentator zaczyna wieszczyć nadzieję! „Musimy utrzymać naszą nadzieję” – powiada. „Nie możemy się poddać, trzeba mieć nadzieję!” – dodaje. „Czy to teraz będzie ta chwila na spełnienie naszych nadziei?” – rześko zapytuje. Minuty lecą. Czas nieubłagalnie mija, a wraz z nim szansa na remis, nie mówiąc o wygranej, która przed meczem była pewna jak amen w pacierzu! Cennych minut ubywa, szanse topnieją, a nasz telewizyjny prezenter przynagla, by kurs na Przylądek Nadziei nadal trzymać. A im bardziej mnie zachęca, tym większa złość mnie bierze. Im mocniej, on ku nadziei mnie popycha, tym bardziej ja okoniem staję i czuję jak nerwowość we mnie jakaś narasta i warczenie z brzucha się dobywa! I nadziei nie widzę – a wprost przeciwnie – wszechobejmująca beznadzieja i złość na piłkarzy i na komentatora!
Całe to zdarzenie skłoniło mnie do postawienia jednego pytania: „A tak właściwie, to o czym powinien mówić komentator?”, do tych z Was, którzy myślą, że wychodzę poza temat naszego bloga powiem: „Tylko nie traćcie nadziei, będzie puenta”. i tak, odpowiadając sobie samemu na zadane pytanie powiem, że dobry komentator powinien opowiadać na trzy pytania. Po pierwsze: „co się aktualnie dzieje?” – tu musi skoncentrować się na faktach. Po drugie: „dlaczego tak się dzieje?”. W tym miejscu, w interesujący sposób musi zaproponować widzowi powody takiego stanu rzeczy. Powinien być w stanie wyjaśnić przyczyny sukcesu, bądź porażki np.: „nie idzie nam w ataku, bo druga linia …”, lub „mamy kłopot z zakończeniem akcji, bo…”. Po trzecie, komentator powinien opowiedzieć na pytania „jak?”. Czyli: „jak wyjść z opresji?” lub „jak utrzymać przewagę?”. Tu może wskazać jakieś rozwiązania, podać receptę. I wreszcie na koniec może zachęcać i motywować widzów, tak by utrzymywać ich stan zaangażowania i budować atmosferę wokół widowiska. Te trzy pytania: „co?”, „dlaczego?”, „jak?” + zachęta do działania, to dobry wzór i odpowiednia proporcja dla skutecznego wystąpienia To właśnie w takim polu (odpowiedź na 3 pytania + zachęta) winien operować prezes, który przekonuje do nowej strategii. To tu musi skoncentrować się menedżer, który motywuje do wysiłku. W takiej przestrzeni powinien poruszać się lider by zachęcać do utrzymania jakości, itd., itd Bo, nie można zachęcać, motywować, bez trafniej odpowiedzi na te trzy pytania! Oczywiście, w podawanych odpowiedziach należy zachować propozycje, bo ktoś, kto zatrzymuje się tylko na dwóch pierwszych pytaniach jest tylko jajogłowym! Dobrym, może celnym, ale tylko jajogłowym. Zaś mówca ma: opisać, podać diagnozę, rekomendować sposób i zachęcić. Tyle i aż tyle. Czego i sobie życzę.
PS. Nie pierwszy raz sprawdza się prawidłowość, że jak coś nas z równowagi wyprowadzi, to dopiero wtedy nas stać na zastanowienie. Można by więc powiedzieć, że jak potrzeba jest matką wynalazków, tak podenerowanie jest ojcem zastanowienia.20