Uczestniczyłem w konferencji organizowanej przez Płocki Park Przemysłowo-Technologiczny z tematem – innowacyjność. Podczas całego spotkania usłyszałem dwie ciekawe informacje. Pierwsza. Na konferencji gościła grupa z Ukrainy. Z rozmowy dowiedziałem się, że na początku lat dziewięćdziesiątych ten kraj miał wyższe PKB od Polski. A dziś? Dziś, po dwudziestu pięciu latach Ukraińcy przyjeżdżają do nas jak na… Zachód.
Druga. Jeżeli spojrzymy na obszar od Odry na wschód, tak, aż po góry Uralu, to okaże się, że zamieszkuje tam 250 milionów ludzi. Ta ogromna rzesza różnych krajów nie była w stanie wypracować koncepcji biznesowych (zamkniętych w marki), które można by odnaleźć na liście 500 największych światowych Brandów (sic!). No z wyjątkiem – jak powiedział referujący prelegent – trzech: kałasznikowa, samochodu Skoda i koncernu Lukoil.
Dacie wiarę? 250 milionów ludzi nie było w stanie: wymyśleć, rozwinąć i wprowadzić w życie czegoś, co zrobiło (na przykład) sześć milionów Duńczyków, czy dziesięć milionów Szwedów z ich markami typu: Volvo, Ikea, etc.
Cóż, jak pewnie podejrzewacie pierwsza wiadomość była mi słodziutka, a druga, cóż – napełniła mnie rozgoryczeniem i złością – „Jak to? Czy my jesteśmy jakoś gorsi?”. I tak pozostałem przez jakiś czas w niemiłym i podłym nastroju, aż przyszła do mnie odpowiedź na owo konfrontujące pytanie „Jak to z nami jest?”.
Owo rozwiązanie – moi mili – pojawiło się szybko i dość nieoczekiwanie. Otóż, pod koniec tygodnia zamieściłem na portalu Linkedin post z informacją: „Prowadzimy warsztaty ze storytellingu w sprzedaży”. Do wiadomości dołączyłem logo firmy, dla której szkoliliśmy (jak się potem okazało, owo logo wyświetlało się w kiepskiej rozdzielczości). I oto jedna z osób zamieściła swój komentarz, którego treść szła mniej więcej tak: „Trzeba mieć wysokie, dobre samopoczucie, by umieścić takie zdjęcie, a dodatkowo warto zapytać – jaką taka wiadomość tworzy wartość?” i w ten deseń myśl swoją rozwija. Słowem, ów nieznany mi człowiek wylał na moją głowę, nie kubeł, ale na pewno kubeczek zimnej wody.
Pytam, dość naiwnie – „po co?”. Dlaczego ów strażnik dobrych wpisów i tworzenia wartości w sieci nie napisał wcześniej, choćby raz komentarza do tekstów które zamieszczam? Dlaczego ani razu nie wystawił myśli spod znaku: „mam inne zdanie”, lub „dodałbym jeszcze…”. Dlaczego? Cóż, prościej jest pluć żółcią niż stworzyć sensowy przekaz. Łatwiej kopać po kostkach niż ruszyć głową. Ale – tu wracam do tematu – kopanie po kostkach nie jest drogą do grona 500set. Małość nie prowadzi do wielkości. Oczywiste jest, że łatwiej zanegować niż stworzyć. Prościej oddawać się destrukcji, niż budować.
Ów purysta do tworzenia wartości w sieci i połajanek na prawo i lewo reprezentuje pewną postawę niezdolności do konstrukcji i do budowy. A ja pogody i twórczości sobie i wam serdecznie życzę. Bo jak dowodzi psychologia twórczości, klimat między ludźmi może mieć wartość filokreatywną.
Ps. Końcowy, dość ponury wniosek, mogę potwierdzić jasnym spostrzeżeniem: indywidualnie to my potrafimy tworzyć. Wystarczy tylko pojechać do Krakowa, by stwierdzić, że jeszcze do niedawna, w tym pięknym mieście mieszkało dwóch noblistów z literatury, a to, to już fenomen. Gra indywidualna, a nie zawody drużynowe.