W 1792 roku Franciszek Józef Haydn, dyrygent dworskiej orkiestry węgierskiego księcia Esterházy von Galántha stanął przed trudnym zadaniem. Jedne źródła podają, że książę chciał rozwiązać orkiestrę a inne, że ciągle przesuwał datę rozpoczęcia ich urlopu. Muzycy nalegali, aby kompozytor zajął się ich sprawą i wpłynął na arystokratę. Haydn wiedział, że prosząc księcia niewiele wskóra. Gdy przemyślał swoje położenie postanowił, aby przemówiła… muzyka. Skomponował Symfonię Pożegnalną (symfonia nr 45 fis-moll). 25 minutowy utwór rozpoczyna orkiestra w pełnym składzie. W miarę trwania utworu, stopniowo cichną kolejne instrumenty (kończyły się napisane dla nich partie). Wtedy ci muzycy (którzy byli niepotrzebni) wstawali, gasili swoją świecę i wychodzili. Sala stopniowo pustoszała, aż po moment, w którym dzieło kończył duet skrzypcowy a nie – jak to było w zwyczaju – cała orkiestra.

Podobno, jak podają źródła, książę zrozumiał sugestie i zmienił swoje zdanie. Wniosek? Można inaczej. Można twórczo i skutecznie, tylko trzeba poświęcić temu chwilę.