Ośmioletni syn znajomego postanowił zarazić się od swojego dziadka pasją – rozwiązywanie sudoku. Podczas jednej z wizyt poprosił dziadka o zeszyt z łamigłówkami i zaczął je rozwiązywać. Gdy oddał dziadkowi zeszyt ten osłupiał. Wnuczek rozwiązał łamigłówkę z kategorii piekielnie trudne! To geniusz, to niebywale utalentowany dzieciak – peanom dziadka nie było końca. Wnuczek chłonął pochwały dziadka – oczy mu błyszczały, uśmiech od ucha do ucha.

Po powrocie do domu znajomy chciał zobaczyć jak jego syn daje sobie radę z ‘piekielnie trudnym’ zadaniem. Ten zaczął od łatwych – aby przypomnieć sobie, jak to robił u dziadka, wyjaśnił. Wpisywał liczby, skreślał je, przygryzał wargi. Było widać skupienie. Gdy nic nie wychodziło w końcu ze łzami w oczach, wskazał na koniec zeszytu … gdzie były rozwiązania. On je przepisywał! Na pytanie dlaczego tak robił, odpowiedział: „Tato, bardzo mi zależało, aby dziadek mnie chwalił – bo to takie miłe uczucie”.

W każdym z nas, jak mawia mój przyjaciel, żyje wygłodniały pies, który bardzo łakomy jest na pochwały, docenienie. Przykład? Pytając uczestników jednego ze szkolenia – co myślisz/czujesz po rozmowie oceniającej? Otrzymywałem takie odpowiedzi: Odnoszę wrażenie, że mimo, iż się staram stale wytykają mi błędy; Mimo pozytywnej oceny końcowej wszystko było źle; Nic nie umiem, jestem NIEDOCENIONA bo to co wydaje mi się moimi zaletami w ogóle nie jest chwalone, wyróżnione.

Pamiętajmy więc, że w każdym z nas… bo, to takie miłe uczucie….