Drugi element, który konstatuje ów stan iluzji, to rodzaj aury, którą  chętnie roztaczają niektórzy dobrzy mówcy. A w ślad za tym idą już –  ochy i achy, na temat np. ich charyzmatyczności – zwróćcie uwagę, że ów termin niewiele nam mówi.

 Ale, jedno jest pewne, w ową aurę możemy uwierzyć, gdy stoimy daleko, gdy jesteśmy w pozycji zachwyconych słuchaczy. Wtedy sprawdzają się na nas słowa Leca: „Łatwo piać peany, gdy przedmiot kultu nieznany”. Czyli,  mało danych tworzy nabożny kult. Natomiast, jeżeli wiemy więcej, jeżeli  mamy wejrzenie pod wodę, gdy jesteśmy w stanie popatrzeć za kurtynę, to  wtedy nagle zdrowiejemy. Leczymy się z iluzji. Przykład zaglądania za kurtynę? Proszę bardzo: 1. Prezydent wojewódzkiego miasta: „Panie Marku, mam tak dużą tremę, że jak nie wypiję jednego, to nie wyjdę na środek”. 2. Jeden z czołowych polskich lekarzy, który dość często wykłada na międzynarodowych konferencjach: „Mam taki środek, który obniża mi napięcie w ciele, ale nie mąci myśli. Bez niego nawet nie próbuję.”, 3. Prezes międzynarodowego koncernu: „Chyba plotę jakieś głupoty. Ależ mnie paraliżuje ten strach przed!”…. Zauważcie, wspominam tylko kilka osób, dla których wystąpienia są chlebem powszednim.

Jak więc widać, aura ustępuje pod naporem faktów, a podtrzymywanie jej jest w mojej ocenie, po prostu czymś nieuczciwym. Mało kogo stać na to, by powiedzieć wprost, tak jak zrobił to kiedyś Bernard Show mówiąc: „Jestem najbardziej spontanicznym mówcą na świecie, ponieważ każde słowo, każdy gest i każda riposta zostały dokładnie przećwiczone.” Ten błyskotliwy aforysta ale i mówca, z odsłoniętą przyłbicą przyznaje się i mówi „jest ta część góry, która jest pod wodą”.