Przeczytałem biografię mojego ulubionego pisarza Johna Steinbecka, która wyszła spod pióra Jay Parini – „John Steinbeck, lekceważony noblista”. Znalazłem tam kilka wątków dotyczących naszego tematu – kreatywności i pomyślałem, by kilka następnych wpisów poświęcić właśnie jemu. Czynię to dlatego, ponieważ mam przekonanie, że nie ma żadnej (przynajmniej psychologia twórczości tego nie odnalazła) różnicy miedzy procesem tworzenia, jaki przebiega w świecie kultury, biznesu, polityki czy nauki. Wszędzie tam, panuje taka sama prawidłowość. Słowem, jeżeli pracujesz w organizacji, możesz śmiało poszukiwać pomysłów w kulturze, etc., ponieważ każdego z nas dotyczą te same prawidłowości. Zdecydowanie warto podglądać twórczych ludzi z innych, niż nasz, światów społecznych.
A propos samego Steinbecka. Pisarz nie lada, wystarczy wspomnieć „Na Wschód od Edenu”, „Tortilla Flat”, no i „Grona gniewu” – pozycję, za którą w 1940 roku otrzymał Nagrodę Pulitzera, a w 1962 Literacką Nagrodę Nobla.
Zatem dziś wpis pierwszy pt. „Multitasking a John Steinbeck”.

Parini w swojej książce pisze: „Podczas okresu narzuconej sobie samemu izolacji Steinbeck odkrył, że jego artystyczna natura pozwala mu tworzyć tylko w samotności; faktycznie, jeżeli tylko wsłuchiwał się zbytnio w głosy, które tłoczyły się wokoło niego, stawał się smutny, przygnębiony, nieswój, jałowy artystycznie. W jego późniejszym życiu obserwujemy serię wycofań, które miały strategiczne znaczenie dla jego twórczości” (str. 79).
Jak widać z tego opisu – wyłączenie, izolacja jest czymś warunkującym inicjowanie i podtrzymywania kreatywnego procesu. Zaś wszelkiego rodzaju „wsłuchiwanie się w inne głosy” doprowadza do rozproszenia i procesu jałowienia.

No dobrze, a jak ma się do tego multiplikacja? Otóż, samo to zjawisko mówi o wielozadaniowości, wykonywaniu kilku czynności w jednym czasie.
Piewcy tego poglądu często głoszą, że współczesny człowiek może/powinien zajmować się kilkoma rzeczami jednocześnie. Cóż, nie biorą oni po uwagę jednej podstawowej rzeczy związanej z funkcją psychiczną, jaką jest uwaga. Uwaga, czyli pewnego rodzaju oko świadomości, której cechą jest niepodzielność. Co prawda potocznie mawia się „ona ma podzielną uwagę”, ale podobnie jak z potocznym „słońce zachodzi” – a od Kopernika wiemy, że to my się przewracamy – uwaga jest przeżuta. Uwagę możemy przenosić, a nie dzielić. A teraz idę do sedna… Człowiek w pewniej fazie twórczego procesu nie może koncentrować się na kilku sprawach, ba… nie jest w stanie tego robić. Dzieje się tak, ponieważ funkcja uwagi jest na tyle zaborcza, że jeżeli ma być poświęcana absorbującemu, wymagającemu zadaniu, to nie może być co chwilę przerzucana na inne rzeczy.

Czyli tworząc coś, opracowując pomysł – jest potrzebny czas rozmów, burzy mózgów, dialogu, ale potem dobrze być sam na sam z rozwijającą się ideą. Jak mawiał nasz firmowy patron – Tomas Edison „jeżeli wokoło ciebie zakróluje cisza, wnet pomysł ci rozkwita”.