Część pierwszą artykułu przeczytasz tutaj.
Wyjaśnienie genezy owej iluzji jest chyba dość proste, bo u jej podstawy stoją dwa elementy. Pierwszy, związany jest z brakiem wiedzy dotyczącej czasu i zmagania potrzebnego do przygotowania dobrego wystąpienia, drugi zaś dotyczy tajemniczej aury, jaką roztaczają niektórzy mówcy.
Pierwszy element, który podtrzymuje ów stan iluzji, związany jest z tym, że mamy małe, a częściej – żadne możliwości, aby zaglądać za kurtynę.
Brak nam sposobności, by dokładnie przyjrzeć się temu, co dzieje się przed przysłowiowym – wejściem na scenę. Owszem, wiemy, że wybitny sportowiec jest wybitny, bo: trenuje, stosuje dietę i poświęca wiele, ale mówca? Dobry aktor jest dobry, bo rozwija swój warsztat, bo chodzi na próby, ale prezenter? Jednym słowem brak nam wiedzy z tego zakresu i w konsekwencji, w swoim myśleniu idziemy na skróty mówiąc – „tak, ona to ma, a mnie tego brak”.
No dobrze, ale przejdźmy może bardziej konstruktywnie do tematu, bo od narzekania („nie mamy sposobności”), herbata nie robi się słodsza. Więc, co mam na myśli mówiąc o zaglądaniu za kurtynę? Podam może przykład. Mój znajomy, który jest szefem Domino’s Pizza na Polskę, ostatnio opowiedział mi o ich konferencji, na którą zaproszeni byli wszyscy krajowi CEO, a szło to mniej więcej tak: „Przez te dwa dni uczestniczyłem w serii błyskotliwych, merytorycznych i bardzo ciekawych prezentacji, ale na koniec spotkania wydarzyło się coś arcyciekawego.
Otóż wyświetlono filmik, na którym zarejestrowane było, w jaki sposób nasi firmowi prelegenci przygotowywali się do wystąpienia. Pokazano w nim, jak tydzień wcześniej: ćwiczyli, próbowali, powtarzali”. Jak to wszystko usłyszałem pomyślałem: „Bingo! Mądra organizacja. Właśnie o to chodzi – trzeba pokazywać całą górę lodową. Bo tylko wtedy, gdy ludzie widzą jej wierzch, to doświadczają przypływu energii i motywacji. Gdy zaś patrzą pod wodę zyskują świadomość, jak powstaje przesłanie, które tworzy dobry i nietuzinkowy przekaz.
Czasami dla zobrazowania tych dwóch perspektyw używam metafory haftowanej tkaniny. Otóż, w tkaninie jest „strona oficjalna”, czyli to, na co patrzą wszyscy. To jest ta strona, którą można się zachwycić. I jest też „druga strona” – wiele węzłów i splotów. I to widzi tylko tkacz, oraz ten, kto chce podejrzeć warsztat. A jak już powiedzieliśmy, bez zaglądania na tę drugą stronę, bez podglądania, bez szyi wyciągniętej za kurtynę nie nauczymy się rzemiosła. Mam takie przeświadczenie, że potrzebujemy czegoś takiego, co praktykowane jest w świecie medycznym – uczestniczenie w transmisji przeprowadzanej operacji. Sposobu na podglądanie lepszych od siebie, w sytuacji gdy przeprowadzają skomplikowany, wymagający zabieg. Czyli, podsumowując punkt pierwszy – chodzi o terminowanie u kogoś lub podglądanie go. A w sytuacji prezentacji chodzi o: a. perspektywę uczestnika i słuchacza oraz b. twórcy i czeladnika – to nas rozwinie i na pewno uwolni od złudnego mirażu.
Drugi element… za tydzień – zapraszam.