Wszystko, co tu opisałem, to początek myślenia o fenomenie oddziaływania autentycznego. Trzy zaproponowane hipotezy sugerują: 1. Efekt jego działania, czyli wzbudzenie u słuchaczy wysokiego poziomu zaufania i otwartości (hipoteza nr 1), 2. Rodzaj czy charakter wpływu, jaki stosuje autentyczny – jego oddziaływanie nie sprowadza się do przytaczania argumentów natury intelektualnej, ale czerpania głównie z obszaru emocji (hipoteza nr 2). 3. Z całego zestawu „narzędzi perswazji” autentyczny wybiera to najskuteczniejsze – przykład. Mówca autentyczny wpływa na słuchacza żywym, przekonującym przykładem, dodajmy tylko, że udoskonala on owe narzędzie, a jego efektywność podnosi do potęgi n-tej! (hipoteza nr 3).
Na przyszłość pozostawiam do rozwinięcia następujące tematy:
a) Myśl oczywista – autentyczność nie jest rodzajem kamienia filozoficznego, przy pomocy którego wszystko, czego się dotyka, zamieni się w lśniące złoto. Czasami jest tak, że mówca autentyczny razi i irytuje. Najczęściej do takich sytuacji dochodzi, gdy zwraca się do ludzi o innych poglądach lub osób z większym doświadczeniem. Wtedy – jak powiada S. Lec – „Żar jednych ludzi, innych studzi”, ergo warto postawić pytanie: co zrobić, gdy mamy wystąpienie dla grupy, w której znajdują się takie osoby? Jak postąpić podczas prezentacji, by pozyskać ich zainteresowanie? Podpowiedź: zastosowanie storytellingu i mechanizmu metafory oraz nadzieja, jaka wynika z psychologicznej zależności, która zachodzi między głębokością wejścia w świat słuchanej narracji, a rosnącą otwartością na słyszane argumenty (teoria T. Brock’a).
b) Biorąc pod uwagę koncepcję E. Goffmana z „Człowiek w teatrze życia społecznego”, autentyczność może być rolą/pozą, jaką ktoś przybiera na forum, a od tego działania już niedaleko do spostrzeżeń naszego rodaka/emigranta J. Conrada, który pisał: „Często najzręczniejszą chytrością jest szczerość”.
c) Kwestia znaczenia odwagi w byciu autentycznym. Ludzie, z własnego doświadczenia wiedzą, że mówienie tego, co się myśli, wyrażanie swojego zdania, kosztuje, a czasami cena jest bardzo wysoka. Między innymi z tego powodu, człowiek autentyczny widziany jest jako osoba, pod pewnym względem wyjątkowa, odważna. Ktoś, kto na tle: niskich, skulonych, poprawnych, budzi w swoim słuchaczu: 1. podziw – „odważny facet”, czasami: 2. nadzieję – „a jednak tak można”, a u niektórych: 3. odnowę marzeń – „chcę podobnie”. Można by – bez patosu – powiedzieć, że autentyczny przywraca nadzieję na to, że można inaczej. Można z pasją. Można w pionie (a nie na kolanach). Można w pozycji wyprostowanej (a nie w uciążliwym półzgięciu).
Nie wiem, czy nie idę za daleko, ale uważam, że autentyczny ma w sobie rodzaj jakiegoś etosu. Jak podpowiada słownik, autentyczny to: prawdziwy, sprawdzony, szczery.
d) Pytanie praktyczne: jak pomagać innym/sobie w byciu autentycznym podczas prezentacji? Co robić podczas szkoleń z wystąpień, by praktycznie promować taki styl prezentacji? Podpowiedź: może wykorzystać zidentyfikowany u V. Havla wzór, czyli: otwarte dzielenie się swoimi pytaniami i spostrzeżeniami (mocny asumpt intelektualny), oraz mówienie o słabościach i wątpliwościach (asumpt egzystencjalny).
Tyle na dziś. Ażeby nie było zbyt patetycznie, zakończę za W. Gombrowiczem: „To koniec i bomba, kto czytał ten trąba!”. Czego i sobie życzę.
P.S. Przez cztery tygodnie rozważałem ten temat, a na koniec niektórymi myślami podzieliłem się z najlepszą z żon. Oto, co otrzymałem w zmian – cytuję z pamięci: 1. „A czy są jakieś badania, które potwierdzają tą zdroworozsądkową hipotezę, że oddziałuje? 2. „Jeżeli już oddziałuje, to w jakim zakresie? Czy tylko w zakresie przykucia uwagi słuchaczy? Czy może jest tak, że zwiększa się zapamiętywalność prezentowanych argumentów? Czy też może oddziałuje on głębiej, tzn. wpływa na zmianę postaw u słuchaczy?”