Podczas warsztatów ze storytellingu, jakie prowadziłem dla Agencji Reklamowej DDB, jej szef – Szymon Gutkowski zaprezentował takie story…
„To był początek lat 90-tych. Nasz duży klient – Agora miał w swoich planach przestawić wydawanie Wyborczej z druku czarno-białego na kolorowy, albo mogło to też dotyczyć innego projektu – pierwszego wydania Dużego Formatu. Pamiętam, że był to bardzo ważny projekt dla wszystkich w Gazecie. Ja miałem przygotować wstęp strategiczny do prezentacji pomysłu.
Otóż, było jeszcze ponad tydzień do tego spotkania i postanowiliśmy ze znajomymi, że na weekend pojedziemy na narty do Zakopanego. W sobotę wieczorem, tradycyjnie wylądowaliśmy na dyskotece w Morskim Oku. Więc wyobraźcie sobie, jestem w środku dużego lokalu, wiruję z partnerką i nagle czuję, że ktoś mnie lekko dotyka w ramię. Odwracam się i w tym momencie spada na mnie okrutny cios prosto w twarz. Jak się okazało niechcący nadepnąłem na stopę partnerki wielkiego, umięśnionego górala. Wyglądał jakby nic innego nie robił tylko ćwiczył sztuki walki, a teraz – najwyraźniej w naturalny dla siebie sposób zakomunikował swoje niezadowolenie. Wywiązała się bójka. Po wszystkim trafiłem w nocy do szpitala. Wyszedłem po kilku godzinach ze zdrutowaną na pięć tygodni szczęką.
Cóż, wracam do Warszawy i myślę — „Mam bardzo ważną prezentację, na której będzie pewnie Wanda Rapaczyńska, Piotr Niemczycki, Helena Łuczywo, a może i Adam Michnik (dla mnie legendy podziemia, autorytety). Myślę — „Nie mogę tego odpuścić. Ale jak to zrobić? Przecież cedzę każde słowo przez zaciśnięte zęby, nie mówiąc już o bólu. Muszę maksymalnie skrócić prezentację, przemyśleć każdą myśl i każde słowo.” Dodam tylko, że najbardziej bałem się pytań, bo to dodatkowe próby artykulacji, w bardzo elokwentnym gronie. Nadszedł dzień prezentacji. Wyobraźcie sobie, mnie dwudziestoczterolatka, który ze zdrutowaną szczęką, stoi przed tak ważnym gremium i przez zęby odmierza każdy slajd. Po 10 minutach kończę. Wszyscy wpatrują się we mnie. Czekam… widzę uśmiechy zadowolenia. Pytań nie ma. Zaakceptowali i kupili pomysł. Wniosek? Warto pamiętać, że w naszej pracy liczą się trzy rzeczy. Trzy rzeczy, które są podstawą wszelkich działań: sposób, skrót i determinacja.”
Po zakończeniu tego story odezwał się najmłodszy uczestnik warsztatów (Michał) i powiedział: „Szymon, wiesz, nigdy tego nie słyszałem. Nagle zdałem sobie sprawę, że robiłeś strategie dla marek, jak ja jeszcze nawet nie wiedziałem, że istnieje coś takiego jak agencja reklamowa”. No właśnie, chodzi o ten efekt krótkich story o charakterze przywódczym. Wypowiedzi, które pomagają innym rozwinąć skrzydła.
Po zakończonym warsztacie, z którego pochodzi ta historia napisałem e-mail do tego młodego chłopaka z pytaniem: „Michał, a co jeszcze wtedy pomyślałeś, gdy Szymon prezentował swoje story o prezentacji dla Agory?”. Odpisał mi tak: „Zdałem sobie sprawę, że Szymon tworzył marki, które dziś sam bardzo cenię, nawet powiem – są dla mnie ikonami, ale ciekawe było dla mnie też to, że realnie przeżywał emocje związane z prezentowaniem, które ja dziś przeżywam w kontakcie z klientami. Czyli zakładam, że on mnie rozumie i wie jak to jest w moim miejscu.”