Jest taki rodzaj wypowiedzi/komunikatów, które umierają zaraz po ich wypowiedzeniu i swój krótki żywot kończą po: konferencji, prezentacji, spotkaniu. Czyli, będzie to typ książek, które giną bez czytelników, kampanii reklamowych, które przechodzą bez echa, czy wreszcie seria argumentów (by odwołać się do popularnego stwierdzenia) – bezobjawowych.
Napisałem „taki rodzaj komunikatów”, co sugeruje, że są inne, i owszem są, ale na razie zatrzymam się przy tych pierwszych, ponieważ to one stanowią większość tego, co słyszymy. I grzebane są w niepamięci naszych klientów. Umierają w wirtualnej przestrzeni bez laików, komentarzy, czy udostępnień, słowem – wielkie cmentarzysko.
Pewnie można, by, to co powyżej powiedziałem podsumować cierpką refleksją błyskotliwego, ale i gorzkiego Oskara Wilde’a, który mawiał: „Obojętność jest zemstą świata wobec miernot„. Ale takie postawienie sprawy pozostawi nas z niczym oraz nie daje nam żadnej nadziei. A ja właśnie chciałbym o tej drugiej – o nadziei, możliwości. O szansie na tworzenie komunikatów, które nie tylko poruszą, czy zostaną zapamiętane, ale dla słuchacza mają transformujące znaczenie – zmieniają jego układ odniesienia. Inspirują do zmiany, lub staje się viralem, czyli żyją w przestrzeni społecznej i poruszają się wraz z ludźmi, którzy go usłyszeli i teraz przenoszą go dalej.
Może prosty przykład. Pewnie pamiętacie reklamę Milki o świstaku, który zawija sreberka. Owa fraza o zawijaniu przedostała się do języka i żyła niezależnie od owej reklamy.
No dobrze, ale zapyta ktoś o praktyczną podpowiedź dotyczącą opracowywania takich virali. Otóż, STORY stwarza nam możliwość np.: prowadzenia rozmowy sprzedażowej tak, że nasz klient nie tylko zapamięta podawane argumenty, ale będzie o nich opowiadał w firmie. A słuchacz naszego wystąpienia, zaraz po zakończeniu konferencji wyśle smsa do znajomych posyłając w świat twoją historię.
Może przykład. Na początku tego roku z grupą wybitnych nauczycieli, (niektórzy z nich „notowani” na indeksie TOP 50 najlepszych nauczycieli na świecie) spotkałem się podczas warsztatów storytellingowych. A potem materiał, jaki powstał podczas nasze pracy zamknąłem w książkę, która składa się szeregu ich historii, które dotyczyły wartości edukacji i roli nauczyciela. Całość tego co powstało oddałem w dobrotliwe dłonie niewidzialnej ręki rynku i proszę, w zeszłym tygodniu otrzymałem piękną fotografię pani Joanny Miklaszewskiej-Sierakowskiej którą zrobiła zainspirowana historią jednej z Superbelfrów – Ewy Drobek z LO im. N. Żmichowskiej w Warszawie, posłuchajcie jej historii >>>
Czyli, patrząc z perspektywy naszego tematu: komunikat zamknięty w historię nie tylko się rozpowszechnił oraz nie tylko pobudził do myślenia, ale zainspirował kogoś do stworzenia nowej, ciekawej rzeczy. I właśnie tego – jak mawiał stary Kisiel – sobie życzę.
Marek
PS. W czasie pandemii widziałem niezwykle dowcipny rysunek na którym Jan Kochanowski bawiąc się z Urszulką woła w stronę żony: „Kochanie! Szczepimy czy pisać treny?„. Więc przyjaciele – storytellingujemy czy piszemy treny, czyli pieśni żałobne na okoliczność rychłej śmierci naszych komunikatów?