Na co ci to było? Po co przyjąłeś to zaproszenie? Po jaką …, pchasz się na afisz, skoro nie potrafisz? – Ale po kolei…
Byłem w Londynie i zachwyciła mnie historia polskich lotników, którzy walczyli w bitwie o Anglię. Ujęła mnie ich odwaga, sposoby walki, determinacja, słowem – byłem pod wrażeniem. Po dwóch dniach wróciłem do Warszawy i podzieliłem się z którymś ze znajomych swoimi spostrzeżeniami, na co usłyszałem: „A może przygotujesz o tym prezencję?”- „Czemu nie!” – odpowiedziałem.
Więc moi drodzy, jestem już na miejscu. Pół godziny przed wystąpieniem. Na drzwiach wisi duży plakat: „Polscy lotnicy w obronie Wielkiej Brytanii”. Powoli schodzą się słuchacze, widać ludzie są zainteresowani. Podsłuchuję rozmowy – znają się na temacie, a ja przeglądam notatki i dochodzę do wniosku, że nie mam za wiele do powiedzenia. Patrzę na punkt drugi – nic ciekawego. Przeglądam punkt trzeci – porażający brak treści. Wszystko jakieś miałkie. Całość bez składu i ładu. Co ja pocznę? Będzie klapa jak nic! Kompromitacja na całej linii.
Biadolę nad sobą: i na co ci to było? Po co do cholery przyjąłeś to zaproszenie? Czy podczas szkoleń nie mówisz, że nieprzygotowanie do prezentacji – to przygotowanie na klęskę? I masz klędka będzie jak nic! Czy nie cytujesz D. Webstera, który dobitnie mówił: „Wolałbym stanąć przed publicznością kompletnie nieubrany, niż wyjść nieprzygotowany!”, więc pora siągnać spodnie! Wreszcie, czy nie bawisz się wyborną historią dr. Edwarda Everetta Hala, który napisał: „Zanim mówca stanie przed słuchaczami powinien napisać list do przyjaciela zawierający takie oto słowa: ‘Zamierzam wygłosić mowę na pewien temat i chcę poruszyć następujące punkty’. Następnie powinien wskazać na rzeczy, o jakich chce powiedzieć, wymienić je w takiej kolejności, w jakiej chce o nich opowiadać. Jeżeli w trakcie pisania dojdzie do przekonania, że tak naprawdę nie ma nic do powiedzenia, niech czym prędzej napisze do organizatora spotkania, by z żalem powiadomić, że prawdopodobna śmierć jego babki uniemożliwi mu przybycie na miejsce”. A ciebie nie było stać na to by siąść przy biurku i napisać do przyjaciela.
Cóż, teraz jest już za późno! Za kilka minut mam rozpocząć. Możesz teraz – mówię do siebie pod nosem – stawać na retorycznej głowie, ale braki wyjdą na jaw. Ech, parszywa sytuacja. Grunt pali mi się pod nogami. Wreszcie gospodarz spotkania zaprasza mnie na środek. Idę i … uff. – Obudziłem się.
Możecie powiedzieć: coś z tobą Stączku nie dobrze. Jak tobie prezentacja śni się po nocach, to coś nie dobrze. – Tak, przyznam Wam rację. Bo jak tu po takiej nocy powiedzieć z przekonaniem: „I have a dream!”?
P.S. Stanisław Lec swego czasu radził: „Nie opowiadaj swoich snów, a nóż do władzy dojdą psychoanalitycy”. – Cóż, po raz drugi zaryzykowałem.