Z reguły piszę sam, ale tym razem będzie inaczej, bo dziś gorliwie notuję w towarzystwie pewnej, jak to się teraz mówi „puszystej”, a mówiąc dokładnie i dosadnie… grubej przesady.

Dlaczego taki kompan? Otóż, od pewnego czasu narasta we mnie przekonanie, że słuchacz, czy rozmówca, który słyszy dany temat po raz kolejny wycofuje swoje zaangażowanie i najnormalniej w świecie odpływa. Stykając się z tematem, który – w swojej ocenie zna – myśli sobie: „Eee, przecież ja to już wiem. Szkoda mojego czasu. Zrobię sobie coś innego” i wyjmuje laptop, lub komórkę.

Oczywiście, takie postawienie sprawy jest ciut jednostronne i pewnie radykalne, a i dla samego mówcy pesymistyczne, ale na potrzeby tego tekstu przyjmijmy je, jako dobre założenie.

I tak, jeżeli serio potraktujemy tę hipotezę, obierzemy jako sprawdzony punkt wyjścia, czy wiarygodny sposób opisu, sytuację powtarzania jakiejś treści, to nagle okaże się, że wszyscy prezenterzy, mali i wielcy, biedni i bogaci, wszyscy znajdują się w wielce wymagającym położeniu. Położenie to można by streścić w jednym zdaniu: „Do słuchacza (z danym tematem) masz dostęp tylko raz (sic!)”, jest tylko jedna szansa, a potem – no cóż – klamka zapada. Jedna możliwość i nieuchronnie wielkie wrota z hukiem się zatrzaskują przed nami.  Ale, ale w tak wymagającej sytuacji jest dla nas szansa.  Mamy możliwość ponownego zdobycia hasła dostępu. Otóż, nowy klucz dostaniemy gdy wykorzystamy sprytny zabieg. I właśnie o nim chcę dziś opowiedzieć.

Zacznę, oczywiście od historii. Kiedyś słyszałem, jak pewien profesor socjologii przygotowywał się do wygłoszenia wykładu na temat segregacji rasowej, jaka miała miejsce w Stanach. Wiedziałem – tak rozpoczęła się jego relacja – że jak tylko przywołam ten temat i powiem: „Dziś będzie o segregacji rasowej” to większość studentów zrezygnuje ze słuchania wychodząc z założenia, że temat dobrze znają, bo przecież słyszeli o nim z podań rodzinnych, dyskusji w college’u. Postanowiłem, że rozpocznę inaczej i powiedziałem: „Chciałbym, abyśmy przez chwilę pomyśleli nad tematem systemu kastowego w Indiach. Wyobraźmy sobie człowieka, który rodzi się w jakiejś kaście i jest uczony patrzenia na tych, co stoją wyżej oraz na tych, co są pod nim. Następnie ów profesor pokazał, jakie są losy osoby, która próbuje wydostać się ze swojej kasty. Jak ci z góry spychają ją w dół, a ludzie z rodzimej kasty przytrzymują ją na „odpowiednim” poziomie. Gdy już to opisałem, zwróciłem się do studentów i powiedziałem, a teraz w świetle tej wiedzy popatrzmy na system segregacji rasowej, jaka mała miejsce w USA. I nagle zobaczyłem błysk zrozumienia i zainteresowania w oczach moich studentów”.

To właśnie ów sprytny zabieg, po którym głowa otwiera się po raz drugi. A na czym on dokładnie polega? Złóżmy podręczny algorytm działania. Oto gdy masz do powiedzenia coś, o czym twoi słuchacze już wiedzą, w kroku pierwszym musisz ich zmylić i przy pomocy historii wyprowadzić w inny, odległy obszar (kasta w Indiach). Tu winieneś pamiętać, że w prezentowanym obszarze powinna obowiązywać identyczna zasada/reguła (podział na hermetyczne grupy), jaka rządzi tematem, o który będziemy mówili za moment (segregacja rasowa). Tyle o konstrukcji owego zabiegu. A co dzięki niemu osiągniesz?

Cóż, poprzez takie zastosowanie story, jednym prostym posunięciem sięgasz po cztery cenne (dla mówcy) rzeczy. Po pierwsze – zainteresowanie, oto mówisz coś nowego i ciekawego. Po drugie, pokazujesz analogię między tematem nowym, a starym, poprzez co zaskakujesz słuchacza, a każdy lubi być mile zaskakiwany. I wreszcie korzyść trzecia – tworzysz nowe rozumienie starego tematu. W konsekwencji opracowujesz oryginalny przekaz. Słowem, jednym strzałem wbijasz cztery bile.

Jak więc widać, story jest idealną metodą na to, by móc twórczo powtórzyć (oksymoron?) i w efekcie skutecznie utrwalić daną treść. A zauważcie proszę, profesje wielu z nas, tych którzy parają się mówieniem (lider, nauczyciel, konsultant, polityk) opierają się na powtarzaniu. Ciągłe przypominanie idei, zasad, informacji jest czymś stałym i podstawowym.

Na koniec. Jak widać, moja towarzyszka – gruba przesada czule uwrażliwiała nas na newralgiczny temat, jakim jest powtarzanie, a story dało nam sposób, by ów ruch retor nie był czymś nudnym, topornym, czy od początku skazanym na porażkę, lecz raczej by przypominał świeży powiew, który towarzyszy nam przy odkrywaniu rzeczy nowych. Wtedy, gdy nasza głowa żarłocznie otwiera się na nieznane tematy i nowe doświadczenia.