Zatrudniasz pracownika, który do dwunastej godziny ma na terenie waszej firmy wbić pięćdziesiąt gwoździ, a następnie zawiesić fotografie. I oto, przychodzisz o wyznaczonej godzinie, a on uśmiechnięty siada naprzeciw ciebie, wyciąga młotek i mówi: „Niech Pan tylko popatrzy, co z nim zrobiłem, i jak ja nim potrafię obracać”. No i rzeczywiście, przez czas jaki mu zostawiłeś, na rączce młotka dokonał kilku nacięć. Ba, dość zręcznie wyciął misję swojej firmy i z dużym znawstwem wyrył swoje inicjały, a dodatkowo nauczył się kilku efektownych machnięć. Jednak… Ty zatrudniłeś go do wykonania jasno określonego zadania – wbicia gwoździa.

 

Ta wymyślona sytuacja pokazuje jedno, to w jaki sposób wielu mówców podchodzi do tematu prezentacji. Budują przemyślne slajdy, tworzą złożone animacje, przygotowują rekwizyty, słowem – ciągle koncentrują się na młotku, a nie na celu jaki mają osiągnąć. Bo prezentacja jest tylko, a może  środkiem do realizacji czegoś. Efektem jej zastosowania ma być na przykład zmiana nastawienia słuchaczy, czy wyzwolenie chęci skorzystania z proponowanego rozwiązania.

Można by powiedzieć, że w idealnej sytuacji, czyli gdyby ktoś przyjął prezentowany przeze mnie punkt widzenia, mówca przed prezentacją powinien zrobić, co następuje. Tu podam przykład, aby zilustrować proponowane podejście.

Załóżmy, że lider organizacji pozarządowej, ma przy pomocy swojej prezentacji przekonać członków stowarzyszenia do zmiany organizacyjnej, jaka niebawem ich czeka. Tak więc, przed wystąpieniem powinien poprosić każdego z nich, aby określił swoje nastawienie do owej zmiany. Oni mogą to zrobić wybierając jedno ze zdań, które określa ich podejście: opcja nr 1 – „To kiepski i nierealistyczny pomysł”, opcja nr 2 – „Nie mam zdania”, opcja nr 3 – „Jestem przychylny, ale bez entuzjazmu”, opcja nr 4 – „Tak, na to czekałem – pomysł jest trafiony”. Następnie ów lider powinien poprosić ludzi, aby przesiedli się na miejsca tak, by odwzorować swoje nastawienie, czyli: w pierwszej części sali mają usiąść osoby, które są za opcją nr 4, tuż za nimi ci, których myślenie wyraża zdanie nr 3 itd. Rozwijając ten przykład, wyobraźmy sobie, że w wyniku takiego działania wyłonił się jasny obraz sytuacji. I tak, opcję nr 1 – wybrało 20% ludzi, 2 – 40%, 3 – 10%, 4 – 30%. W dalszej kolejności bohater naszego przykładu, miałby wygłosić swoje wystąpienie, a na zakończenie poprosić o ponowne udzielenie odpowiedzi: „Gdzie teraz jesteś względem nadchodzącej zmiany?“ i powtórzyć pierwszy zabieg. I oto, załóżmy – okaże się, że z kategorii pierwszej „przeciwnicy” wyemigrowało 15% ludzi i część z nich (10%) przeszła do kategorii trzeciej, czyli zasilili szeregi tych, którzy mówią: „Jestem przychylny, ale bez entuzjazmu”. Dalsze 5% przeszło do kategorii „niezdecydowanych”, czyli tych, którzy mówią: „Nie mam zdania”. Mógłbym ten przykład rozwijać bardziej, ale – jak sądzę – idea została już wyklarowana. Chodzi o pojmowanie prezentacji jako środka do realizacji czegoś. Traktowanie jej jako – ni mniej, ni więcej – narzędzia do, a nie celu samego w sobie. Pozwólcie, że podkreślę tę myśl raz jeszcze, ale dosadniej: Efektowne machanie młotkiem, to zabawa dla młokosów, którzy nie mają zamiaru/odwagi, by zmierzyć się z realiami, zaś unik w postaci „zobacz jaką mam ciekawą animację”, bez myślenia w kategoriach „chcę, aby po wygłoszeniu mojej historii ludzie wyszli z nową energią do działania” jest – w mojej ocenie – tworzeniem alternatywnej rzeczywistości, bądź formą eskapizmu, bo misją, czy też rolą życiową młotka jest… gwóźdź! Kropka.

Młotkowy – MS