To było podczas szkolenia… Jedna uczestniczka, która miała wyjść na środek, aby przedstawić przygotowaną wcześniej prezentację, wstała i idąc na wyznaczone miejsce zaczęła mówić, zwracając się do jednego z uczestników: „Piotrek, ukradłeś mi wstęp. I wiesz jak ja się teraz czuję? Zupełnie tak, jak kobieta, która wchodzi na przyjęcie i widzi, że jedna z Pań jest ubrana w tę samą sukienkę! Ja teraz tak się właśnie czuję”. Tak, to było lekkie, dowcipne, powiedziane z dużą swobodą, ale… po tej wypowiedzi owa Pani stanęła na środku i rozpoczęła swoją wypowiedź. Niestety teraz już było kiepsko. Nagle pojawił się toporny, korporacyjny język, przewidywalność, suchy przekaz.

Po zakończeniu prezentacji zapytałem uczestników, dlaczego tak było, że owa Pani mówiąc poza sceną była dowcipna i rozluźniona, a wchodząc na środek stała się – mówiąc oględnie – nieciekawa?

Hipotez było kilka: „świadomość bycia ocenianym”, „pojawienie się tremy”, „utrata pewności siebie związana z wyjściem na środek”, etc.  Jednak dla mnie najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem tej zmiany, czymś co objaśnia ów fenomen transformacji było to, że owa Pani weszła w rolę (sic!). Co mam na myśli? Otóż, stojąc na forum rozpoczęła mówić, tak jak ją nauczono w firmie. Mówiła tak, jak mówią inni w podobnych sytuacjach. Pstryk i wyuczona rola rozwinęła swój scenariusz. Rola, która wrasta w nas i uaktywnia się pod wpływem bodźca w odpowiednich sytuacjach.
Czyli, patrząc na całość tego zdarzenia, które rozegrało się w ciągu pięciu minut mieliśmy dwie odsłony. Pierwsza: ona – „mówiąca od siebie, lekko i swobodnie” i druga: „ona w roli”. Co jest pocieszające w tej całej sytuacji, to to, że w zasięgu owej Pani istnieje możliwość mówienia w pierwszym stylu, ale jak wiadomo w uczeniu najtrudniejsze jest oduczanie.

Proces transformacji, czyli sięgając do źródłosłowu – „trans” – „pomiędzy”, oraz „morfe” – „forma”, „kształt” zwykle jest in plus np..: modernizacja, sanacja, restrukturyzacja, reorganizacja, słowem – z gąsienicy w tęczowego motyla, ale bywa, że kierunek owego „trans” jest odwrotny. Dość często można obserwować prezentacje biznesowe – przeładowane informacyjnie, nudne i przewidywalne i wiemy już dlaczego. Mowy motywacyjne – pretensjonalne, płytkie i aroganckie – i też wiadomo. A można inaczej, od siebie, czyli z głowy, z serca i trzewi. Czego i sobie życzę… jak mawiał stary Kisiel.

Ps. Na koniec może by warto pokazać skalę owego zjawiska mówienia „w roli”. Otóż, całkiem niedawno mój znajomy, który jest szefem dużego koncernu farmaceutycznego opowiedział mi takie zdarzenie: „Zaprosiliśmy konsultantów z Wielkiej Czwórki. Każdy mówił identycznie, tak samo – niezrozumiale, sztampowo i nieciekawie. Jakby byli zrobieni spod jednej sztancy”. Czyli, można by powiedzieć, że ów „wpływ roli” ma wymiar… ponadkonfesyjny.