Miewamy spotkania zapoznawcze, ukierunkowane na budowanie relacji, rozmowy rekrutacyjne, od których zależy nasza kariera, wreszcie ważne osobiste kontakty, które tworzymy z zamysłem lub improwizujemy ad hoc. Wszystkie te wydarzenia mają formę spotkania tête-a-tête. Strony konfrontują się w proporcjach 1:1. Nie ma więc publiczności, a jednak sytuacje te ładunkiem tremy czy napięcia mogą dorównywać wystąpieniom publicznym. Jak to się dzieje, że niektórzy mimo dreszczyku emocji wypadają w nich świetnie?
Warto zwrócić uwagę na trzy elementy: poczucie własnej wartości, świadomość swoich kompetencji oraz przekonanie, że nie ma się nic do stracenia.
1. Poczucie własnej wartości to założenie, że jestem wartościowym człowiekiem, zdolnym do osiągania sukcesów. Poczucie własnej wartości obejmuje samoakceptację, śmiałość, bezkompleksowość, a w związku z tym naturalne zachowanie, pozbawione napięcia i niepokoju, czy uda się osiągnąć oczekiwany efekt spotkania.
2. Świadomość swoich kompetencji to natomiast specyficzne przekonanie o zasobach wiedzy, umiejętności i doświadczenia, jakie posiadamy w danym wąskim obszarze, np. związanym z tematem rozmowy. Takie poczucie własnej skuteczności w pewnej dziedzinie wiąże się z pewnością siebie i gotowością do dzielenia się wiedzą i umiejętnościami. Oczywiście, nie może obyć się bez rzetelnego przygotowania do spotkania, co daje poczucie oparcia i stabilności.
3. Wreszcie “luz” wynikający z założenia, że sensem spotkania czy rozmowy nie jest spełnienie oczekiwań, przyniesienie konkretnych efektów czy realizacja planów, lecz że jest ona raczej celem samym w sobie. Takie założenie, być może paradoksalne i trudne do przyjęcia, zwłaszcza gdy takie cele de facto mamy, pozwala nam zaangażować miękkie zasoby, zjednując rozmówcę i przyczyniając się do tego, że spotkanie daje nam przyjemność i satysfakcję. Cele, jakie sobie wyznaczyliśmy osiągamy wtedy mimochodem, jakby przy okazji. W naturalny sposób wynikają one z mocnej pozycji merytorycznej i przekonania, że możemy tylko zyskać.