Czas na wystąpienie. Już nic więcej nie mogę dla niego zrobić. Teraz już tylko czas na obserwację i informację zwrotną. Ocenię jak mu poszło – czy potrafił zjednać sobie słuchaczy i ich zainteresować? Jak się zachowywał? Jakie techniki retoryczne zastosował? Emocje rosną tak, że mógłbym za Tomaszem Zimochem powiedzieć – „ale to będą emocje, proszę Państwa!”. Zająłem, więc miejsce i czekam, kiedy pojawi się na scenie.

Oto i on. Let’s play! Wstrzymuję oddech, i… jestem zaskoczony własną reakcją?! W miarę upływu kolejnych minut prezentacji czuję się coraz bardziej nieswój. Nawet zaczynam niespokojnie kręcić się na krześle, chcąc pozbyć się poczucia skrępowania i zażenowania. Do tego pojawia się odczucie irytacji, która powoli narasta. Co on wyprawia? (skala irytacji od 0 do 6 – jest 2). Siłą woli zmuszam się do skupienia na zadaniu.

Pierwsze obserwacje są in minus – w kontekście niewerbalnym uderza schematyczność i powtarzalność gestów – istny wirtuoz trzech gestów zaciśniętej pieści! Do tego gestykuluje na wysokości twarzy. Plus „mantra” obrączką na palcu. „W Arabelę to ty się raczej nie zamienisz” – mruczę do siebie. Poziom irytacji – jest 3! Coś mnie rozprasza?! To kartka papieru, którą trzyma. Wcale w nią nie patrzy, a obracając i szeleszcząc robi niepotrzebny hałas! Przyciągając uwagę do kartki, odciąga od treści. I jeszcze to – prawdziwa perełka – odkłada kartkę opuszcza ręce i… splata je w tzw. koszyczek! Poziom irytacji – jest 4,5! Kolejne obserwacje – sposób wysławiania się, słowotok, powtarzalność wyrażeń typu: „to znaczy”, „zauważcie Państwo” – również nie nastrajają optymistycznie. Do tego sposób podania instrukcji. Tak „objawione”, że nikt nie wie, o co chodzi! Poziom irytacji – jest 6 Basta! Mam dość! I nie budzę się ze snu, lecz … wciskam na odtwarzaczu ‘stop’ i wstaję od monitora. Mam jeden wniosek – „jeszcze dużo pracy przed tobą, panie Głowacki”.

„Tak, tak, drodzy czytelnicy, tam w lustrze monitorze to niestety byłem ja…”. Odważyłem się obejrzeć parę własnych wystąpień. Wrażenia? Bezcenne. Kiedy inne osoby udzielają nam informacji zwrotnej to zdarza się powątpiewać w ich obiektywizm, życzliwe nastawienie. Dużo prościej posądzić ich o koncentrowanie się na negatywach i krytykowanie rzeczy drobnych i błahych. Natomiast w sytuacji, gdy oglądamy siebie „na żywo”, to zastrzeżenie jest uchylone. Obraz niczego nie ukrywa, niczego nie wykrzywia. Mówi jak jest w rzeczywistości. To po pierwsze. Po drugie, doświadczeniu oglądania siebie w trudnej sytuacji społecznej, towarzyszy silny bodziec emocjonalny. Z jednej strony, jest to ciekawość: jak mówiłem? Jaka była mowa ciała? Jak wypadłem? Z drugiej strony, jest poczucie skrępowania, rosnącej irytacji na siebie samego, na błędy, jakie popełniłem. Szukając adekwatnego porównania dla tej ambiwalencji emocjonalnej przypominają mi się sytuacje, gdy będąc dzieckiem i widząc w filmie nieprzyjemną scenę, zakrywało się dłońmi twarz, jednak w taki sposób by przez palce spoglądać na ekran. 2w1 – ciekawość i lęk.

Jednak w tym całym doświadczeniu oglądania siebie samego podczas wystąpienia jest jeden ogromny pozytyw. Wszystkie odczuwane bodźce determinują do rychłego podjęcia działań. Mając obraz przed oczyma nie jestem w stanie pozostać obojętnym. Muszę zwrócić uwagę, aby pewne elementy wyrugować, inne poprawić a jeszcze inne wzmocnić, utrwalić. Mam dużo informacji.

Dlaczego nie odnoszę się pozytywów? Ponieważ z nimi jest pewien dylemat – z jednej strony dają poczucie pewności z drugiej powodują, że człowiek „obrasta w piórka”. Miło łechcąc ego w efekcie rozleniwiają, usypiają. A wtedy o katastrofę nietrudno. Zanim, więc powiesz sobie, że „już wiesz”, że „już potrafisz” obejrzyj swoje wystąpienie i zweryfikuj jak stoisz? Co robisz rękoma? Gdzie patrzysz? Jak budujesz zdania? Czy mówisz przekonująco?  Ponieważ największym wrogiem procesu doskonalenia się, jest powiedzenie do siebie samego: „ale ja to już wiem”, „ja to już potrafię” oraz „nie mam pytań”.