Właśnie kończyłem rozmowę z prezesem firmy z branży nowych technologii, gdy usłyszałem: „A wie Pan, słuchając wystąpienia Benka byłem pod ogromnym wrażeniem. To było jak z TEDa.” – Oj moi mili, nie marnuję takich okazji. Po spotkaniu zadzwoniłem do Benka (z którym pracowałem nad wystąpieniem) i wiernie, z detalami, zdałem relację z tego,  co najwyższy powiedział. W odpowiedzi usłyszałem: „Wiesz, dawno już nie dostałem tylu pozytywnych komentarzy i informacji zwrotnych.” – po czym zawiesił głos i dodał – „Nie, ja nigdy w swojej karierze nie dostałem tylu pozytywnych komentarzy, ale jest też rzecz druga, którą zauważyłem – otóż, nie zdawałem sobie sprawy, że przygotowanie dobrego wystąpienia zajmuje aż tyle czasu!”

Gdy zakończyliśmy rozmowę  przez jakiś czas myślałem o tej sytuacji i przyszła mi na myśl pewna refleksja, posłuchajcie…

Perspektywa psychologiczna.
Patrząc na tę sytuację z perspektywy psychologicznej Benek doświadczył silnego poczucia sprawstwa, tzn. zauważył, że daje sobie radę, że się sprawdza, ba… jest w stanie prowadzić prezentację na wysokim poziomie, a sala żywo reaguje na podawane treści. Jego słowa są komentowane, argumenty przekonują słuchaczy.
Przeciwieństwem zjawiska sprawstwa jest poczucie bezradności, czyli brak kontroli nad sytuacją, niezdolność do oddziaływania na tu i teraz. W sytuacji prezentacji, mamy wtedy do czynienia z rozproszeniem uwagi audytorium, niską lub żadną reakcją słuchaczy i w konsekwencji – barkiem pozytywnych komentarzy po wystąpieniu.

Ale, myśląc o tej sytuacji z perspektywy psychologicznej, całej sprawy nie można zamknąć w pojemnej kategorii doświadczenia sprawstwa, bo mamy tu jeszcze doświadczenie czegoś, co roboczo nazwę zjawiskiem przesunięcia granic. Otóż, owe przesunięcie odbywa się w przestrzeni własnych kompetencji i umiejętności. Osoba, która tego doświadcza widzi, że może więcej i więcej potrafi. Okazuje się, że w skoku wzwyż przelatuje nad poprzeczką zawieszoną na wysokości 2 metrów i od tego momentu 190 cm już jej nie zadowoli. Nie zadowoli, bo wie, że stać ją na 200 cm i będzie szukała sposobu, by utrzymać ten poziom lub … skoczyć jeszcze wyżej.

Kolejnym psychologicznym aspektem, który warto tu wziąć pod uwagę jest przypływ energii i motywacji u osoby, która odniosła sukces. Idę o zakład, że gdyby w 2016 roku Benek zrobił sobie proste intelektualne ćwiczenie, w którym na osi X oznaczyłby ostanie 3 lata pracy, a na osi Y poziom motywacji, to pik motywacyjny, który obrazuje wysoki przypływ energii do działania, pozytywną ocenę samego siebie, to omawiana przez nas sytuacja sukcesu szybko zostałaby przywołana z pamięci. Dlaczego? Otóż, doświadczenie sukcesu to fala inspiracji i przypływ pozytywnych emocji. Ponadprzeciętne osiągnięcie to zastrzyk energii, ale też… swoisty zwrot wydatkowanej uprzednio energii! Co mam na myśli? Otóż, energia zainwestowana w czasie przygotowania, poświęcona na przeprowadzenie wystąpienia, zostanie zwrócona w dwójnasób, bo w sytuacji sukcesu doświadczamy korzystnego zwrotu z inwestycji. No dobrze, a jak przedstawia się sprawa zwrotu energii w sytuacji marnego efektu? Co w sytuacji kiepskiej prezentacji? Tu niestety nie mam dobrych wieści, bo…  doświadczamy braku zwrotów, ale na tym nie koniec, bo mamy:  a) wydatek energetyczny (włożyliśmy trochę sił w przeprowadzenie prezentacji); b) negatywny odzew (widok znudzonych słuchaczy) – podsumowując:  strata + dodatkowy koszt i zero zasilenia! Zła ocena, roztrwonione zasoby i brak zwrotu, a w konsekwencji… lecimy w dół.

Perspektywa socjologiczna.
Do tej pory analizowałem sytuację z perspektywy psychologicznej, ale na moment zmieńmy optykę i popatrzmy okiem socjologa, i zapytajmy: A co podczas tej prezentacji wydarzyło się w środowisku społecznym (w firmie, zespole)?  Otóż, w ramach tej organizacji, ktoś wyznaczył nowy standard, teraz jego dzieło (w tym wypadku – wystąpienie) będzie punktem odniesienia, tak w ocenie („On mówił prawie jak Benek.”; „Nie ma porównania z tym, co zrobił Benek.”), jak i – jeżeli mamy do czynienia z organizacją ucząca się – w określeniu kierunku/stylu działania w danym zakresie („Będziemy robili tak, jak Benek.”). Od dziś, to osiągnięcie stanie się modelem obowiązującym, wzorem, który zostanie zwielokrotniony. Oczywiście, bądźmy realistami, może być i tak, że życzliwe środowisko społeczne dotkliwie ukarze owego twórcę. Ukarze, bo się wychyla i swoim działaniem podważa przyjemny status quo. Owszem i tak może być, ale w opisywanym przypadku zakładam, że tak nie będzie.

Biorąc pod uwagę te dwie perspektywy można powiedzieć, że człowiek tworzy sytuację, a sytuacja tworzy człowieka. On ją kreuje, ona na niego oddziałuje. On inicjuje, ona go stymuluje i rozwija. Owa, na pierwszy rzut oka, dość mglista i tajemnicza interakcja twórcy – dzieła, jest do bólu realistyczna, a w życiu przyjmuje wzór żelaznej konsekwencji: dobra robota daje satysfakcję, fuszerka – degraduje, sukces – uskrzydla, popelina – osłabia. Ową prawidłowość można obserwować zarówno w przypadku jednostki, zespołu jak i całej organizacji.
To, o czym tu rozprawiamy, może stać się przyczynkiem do dyskusji w ramach nurtu psychologii humanistycznej, czy filozofii personalistycznej, ale to temat na inną rozmowę, my tylko podsumujmy: „Nie stać Cię na marnowanie energii na słabe wystąpienie. Warto powalczyć o zwrot z poświęconej energii.”

A co w sytuacji, gdy mamy do czynienia z dobrą jakością prezentacji – czy ogólnie pracy – która na skutek „innych kryteriów” zostaje odrzucona? Tym zajmę się w następnym tygodniu. Zapraszam do lektury.
Marek Stączek

PS. Dla zainteresowanych zależnością człowiek – dzieło więcej w Pigmalionie.