To było podczas warsztatów dla Siemens Healthcare. Na forum wyszedł jeden z uczestników i zaczął …
Powiedzieć, że była to sytuacja nietypowa, to prawie nic nie powiedzieć, bo taka rozmowa to jeszcze nigdy mi się nie przydarzyła. Otóż, zadzwoniła do mnie pani, z głosu można było się zorientować, starsza osoba i poprosiła o osobiste spotkanie, bo jak wyjaśniła – jest to nietypowa sprawa. Umówiliśmy się na piątek. I tak, jest koniec tygodnia, a do naszego biura wchodzi około osiemdziesięcioletnia kobieta, siada naprzeciwko mnie i mówi:
– „Jak Panu anonsowałam, mam dość nietypową sytuację. Otóż, mój tata prowadził gabinet lekarski we Lwowie. Zamówił u was aparat rentgenowski, zapłacił i niestety, sprzęt do nas nie dotarł. Oczywiście, nie z waszej winy. Tydzień po… wybuchła wojna. I mówiąc to, owa Pani wyciągnęła druk zamówienia oraz potwierdzenie dokonania wpłaty. Rzuciłem tylko okiem:
– „Tak, tak, ten sam szynel jaki stosujemy do dziś. Oczywiście, była inna czcionka, inna grafika, ale całość toczka w toczkę. Potem spojrzałem na dół kartki gdzie widniała czarna pieczątka. Nasz oddział w Krakowie i adres…”.
Jak pewnie się domyślacie zdębiałem. Czegoś takiego, to w najśmielszych snach się nie spodziewałem. Scena jak z filmu, ukrytej kamery, albo dowcip rzutkiego kolegi. Ale cóż, trzeba coś zrobić. Poprosiłem ową Panią o kilka dni i powiedziałem, że skontaktuje się z centralą i odpowiem co możemy zaproponować. Następnie zrobiłem skan dokumentów i napisałem e-mail. W czwartek dostałem odpowiedź. Proponujemy – do wyboru – trzy rodzaje naszego najnowszego aparatu RTG”.
Tyle relacji z warsztatów, czas na mój komentarz. Można mieć względną pewność, że taka historia uzyska status „komunikatu wywołującego wirusowy marketing”. Bo nietrudno sobie wyobrazić, że ktoś, kto usłyszy tę historię od reprezentanta Siemensa, po skończonej rozmowie pójdzie do gabinetu obok i powiem: „Słuchaj, to niesamowite, przed chwilą usłyszałem…”. A potem wróci do domu i zrelacjonuje żonie: „Wiesz Kochanie, ten Siemens to solidna firma, zresztą powiem ci co mi się dziś przydarzyło…”. A za kilka dni, podczas spotkania przy piwie z kumplami rzuci: „Ale ja mam lepszą historię, wiecie co…”.
Słowem, historia ruszy w świat. Komunikat będzie podawany dalej i dalej, bez naszego wspomagania i udziału, czyli mamy już aktywny wirus w systemie społecznym.
Dla mnie jest rzeczą ciekawą, że podczas prowadzonych warsztatów, gdy członkowie danej firmy (którą szkolimy) opowiadają dobre story, okazuje się, że odkrywamy coś, co może być potencjalnym wirusem – coś czego do tej pory nie rozpowszechniali.
Marek Stączek
P.S. 1 – I na pewno nie trzeba też dowodzić, że zestawiając komunikaty: A) typowego – „Siemens dotrzymuje zobowiązań” z: B) historia urządzenia, które zaginęło w czasie zawieruchy wojennej. To z pewnością dwie różne kategorie przekazu.
P.S. 2 – Wirus jako organizm żywy musi się czymś karmić. Czym karmi się taki wirus? A to zagadnienie objaśniam w „Sześć atutów storytellingu”. Zapraszam.