Ta historia zaczynała się dość niewinnie. Jedna z uczestniczek wyszła na środek i powiedziała mniej więcej tak:

„Na początku zaznaczę, jak klasyczna ‘matka-polka’: dla mnie bardzo ważne są moje dzieci, a to o czym chciałam Wam powiedzieć, to jak moje maluchy lubią domowe przetwory.  Otóż, był truskawkowy sezon. Któregoś dnia ogarnęłam cały dom, było po 22:00. Leżę już w łóżku i myślę: „Tam w kuchni czeka na mnie 4 kg truskawek. Jutro już nic z nich nie będzie”. No dobra. Zmobilizowałam się jakoś i zaczęłam robić przetwory. Obrałam je z szypułek, usmażyłam, a następnie sięgam do półki po cukier – patrzę, a tu pustka. Ani grama cukru. Może – szukam sposobu – może mam miód? Nic, też nie ma miodu. Zaczynam kombinować. Najbliższy sklep jest około pół godziny drogi. Musiałabym jechać podmiejską kolejką, więc będę dopiero przed północą… to bez sensu! Szukam dalej. Otwieram komputer i przeszukuję internet, kolejno wpisując hasła spod znaku „konfitury bez cukru”, „jak zrobić dżem nie słodząc” i tym podobne. I nagle wyskakuje mi przepis. Czytam i oczom nie wierzę. Okazuje się, że zamiast cukru, można użyć – uwaga – można użyć soli. Dziwne. Ale cóż robić, ryzykuję. Lekko posoliłam, próbuję – rzeczywiście, jak napisali autorzy przepisu – sól wydobyła cukier z owoców.

Rano wstają moje dzieciaki i pytają: „Mamo, czy już są zrobione truskawki?”, a ja z tajemniczym uśmiechem odpowiadam, że i owszem i podaję chałkę z konfiturami. Spróbowały i im posmakowało.

Jak widać na tym przykładzie, brak czegoś co wydaje się kluczowe do rozwiązania jakiegoś problemu nie musi być przeszkodą, a więcej – może być pomostem do zrobienia czegoś w inny sposób, lub ujmując rzecz jeszcze inaczej. Miejsca, dziedziny, pomysły, które wydają się nam zbyt odległe z naszym obszarem (sól), mogą nam przynieść rozwiązanie (słodkość) dostosowane do naszego tu i teraz”.

No właśnie, owej Pani nie trzeba było namawiać, aby w następnym tygodniu zrobiła spotkanie dla swojego zespołu. Spotkanie, które rozpocznie od świeżej chałki, konfitur i story. By wreszcie na koniec spointować: „Czasami mamy wszystko do złożenia układanki, ale brakuje nam jednego, ale dość ważnego elementu. Czasami mamy wiele danych, ale brakuje klucza, jak je zinterpretować – wtedy nie bójmy się szukać w innych obszarach”.

Mój komentarz do tej sytuacji. Co owa Pani manager uzyska opowiadając ową historię? Otóż, zbuduje pewien konsensus wokoło sytuacji spod znaku – „co robić, gdy brakuje nam zasobów?”. Utworzy pakt zgody wokół zagadnienia – „Gdy czegoś nam brakuje, należy szukać pomysłów, a nie łatwych usprawiedliwień”. A hasłem/wyzwalaczem do takiego działania, czyli czymś, co będzie aktywowało taką strategię jest zwrot – „konfitury z solą”.

No dobrze, ale pójdźmy w tych rozważaniach dalej, co miałem  na myśli pisząc o precedensie? Otóż, kiedyś wpadłem na następujący pomysł dotyczący stosowania story w pracy managera. Ale by go wyjaśnić zrobię małą dygresję natury „legislacyjnej”.  Jak pewnie wiecie są dwa sposoby budowania prawa: nasze europejskie, które jest oparte na przepisach, oraz to, które obowiązuje w krajach anglosaskich – oparte na precedensach, czyli kiedyś zdarzyło się to czy tamto, sąd orzekał w tej sprawie tak a tak, więc teraz, ów przypadek jest punktem odniesienia i wszystkie podobne przypadki, będą oceniane analogicznie. Słowem, jeżeli zdarzy się coś podobnego, to wiemy jak owo zdarzenie ocenić.

A ujmując sprawę ciut inaczej, oto mamy przypadek, że jakieś osoby toczą ze sobą spór, mamy do czynienia z palącą różnicą zdań, czy nawet konfliktem. By tę sprawę rozwiązać zainteresowani pytają: „No dobrze, co mówi na ten temat prawo, przepis, czy jakiś precedens?”, a potem rozstrzygają to w jedną lub drugą stronę. I teraz – trzymając się tej legislacyjnej analogii – menadżer może (w pewnym zakresie) tworzyć precedensy. To znaczy wprowadzając story, którego: 1. siła przekonywania jest duża, 2. wokoło których buduje się konsensus, by potem 3. gdy nadarzy się analogiczna sytuacja, odwołać się do tego przypadku i – jak w przytoczonej sytuacji powiedzieć „nie ma cukru, ale są truskawy, szukamy sposobu”.

Na jaki efekt może liczyć? Otóż, wtedy ludzie z zespołu: primo – nie marnują czasu na zbędne: „Ale dlaczego?”, „Przecież cukier powinien być”, „To niesprawiedliwe, że cukru nie ma”, secundo – ruszają do przodu, by znaleźć rozwiązanie. Tertio – ów precedens ogniskuje energię, ucina spory i dławi jałowe dywagacje. Czyli, patrząc z perspektywy psychologicznej – owo story narzuca na sytuację pewną siatkę interpretacyjną, tworzy pewien sposób percepcji napotkanego zdarzenia, nadaje mu określony sens, a poprzez to pomaga odpowiednio rozegrać sytuację.

Marek Stączek