Podczas warsztatów z zakresu storymenegmentu w firmie Mondi, na środek sali wyszła szefowa HRu i rozpoczęła tak, posłuchajcie…
„Pamiętam długi i raczej bardzo przykry okres w moim nastoletnim życiu, który spowodowany był tym, że nie potrafiłam zabrać głosu w towarzystwie. Zwykle, na spotkaniach siedziałam milcząco i przysłuchiwałam się temu o czym rozmawiają inni. Myślałam sobie: „Co jest ze mną nie tak? Mam jakąś dziwną barierę, dlaczego nie mam odwagi?” lub „Ciekawe co inni o mnie teraz myślą?”. W tym czasie towarzyszyło mi poczucie nieporadności i zakłopotania, a sytuacje większych spotkań mocno mnie stresowały. W głowie stale krążyła jedna myśli: „Nie mogę ciągle milczeć, ludzie zaczną mnie unikać”. Przypominam sobie jak po takich spotkaniach wracałam do domu, zamykałam się w pokoju i sama z sobą prowadziłam rozmowy, które toczyły się na spotkaniu. Układałam inny scenariusz, w który mogła rozwinąć się rozmowa. Wyobrażałam sobie jak komuś odpowiadam, jak mówię coś ciekawego, a inni słuchają. Tworzyłam niekończące się dialogi w głowie.Ten ciemny okres trwał około trzy lata i właśnie nadszedł czas wakacji. Z grupą przyjaciół pojechaliśmy w góry. Któregoś wieczoru, gdy siedzieliśmy przy ognisku i toczyła się ożywiona rozmowa, ni stąd ni zowąd odezwałam się. Inni, ze zdumieniem spontanicznie zareagowali: „Ej, to ciekawe, powiedź coś jeszcze o tym”. I tak, powoli rozwiązał mi się język, stawiałam pierwsze kroki w ramach umiejętności wypowiadania się w towarzystwie.
To było dawniej, a jak jest teraz? (tu owa Pani sięgnęła po trzy stikowe kartki), wzięła pierwszą z napisem „Wiedeń”. Miesiąc temu w naszej centrali miałam prezentację, a w zeszłym tygodniu nasz szef spotkał Dyrektora HR Mondi Group całej naszej organizacji i ten zapytał go: „A jak się miewa ta Twoja Ania, która ostatnio miała tą świetną prezentację? To było bardzo dobre!”.
Potem sięgnęła po kartkę z napisem „Poznań” i powiedziała: „Rok temu odbyło się spotkanie z CEO zarządów dwóch spółek z Polski, w którym uczestniczyło kilkanaście osób. Na zakończenie prowadzący poprosił każdego z nas, o komentarz podsumowujący. Jeden z uczestników powiedział mniej więcej tak: „A ja bym chętnie więcej opowiedział, ale Ania zawładnęła przestrzenią i nie można było się przebić”. Wreszcie wzięła ostatnią kartkę z napisem „Wspólnota” i powiedziała: „Ostatnio w naszej grupie mieliśmy złożyć sprawozdanie z akcji charytatywnej, którą prowadziliśmy. Gdy przyszło do wyznaczenia przedstawiciela, który zaprezentuje całość na dużym forum, to wszyscy wskazali na mnie, mówiąc: „Ania, będzie najlepsza, potrafi powiedzieć konkretnie, trafić w punkt i sprawić, że wszyscy będą z uwagą słuchali!”. Dodam tylko (tak dla waszej wiedzy), że w tej grupie jest wielu naukowców, prawników i nauczycieli akademickich.
No dobrze, tyle mojej relacji. Na koniec ważne pytanie: „Jak możliwe jest przejście: Od stanu milczącego uczestnictwa, do przewodzenia podczas spotkań? Lub: „Od bezsilnej bierności, do satysfakcji z prezentowania?”.
Patrząc z pewnej perspektywy na moją historię widzę, że pomogły mi dwie rzeczy. Pierwsza, którą można by fachowo nazwać „wizualizacją”, czyli proces wyobrażania sobie sytuacji, które powodują paraliż i przechodzenie przez nie zwycięsko, tak krok po kroku wyobrażając sobie samego siebie w danych okolicznościach.
Druga, to życzliwe wsparcie innych ludzi, czyli znaczenie przychylnego środowiska, w którym można próbować stawiać pierwsze kroki, po których – jak słyszeliście w mojej historii – możesz zacząć szybki bieg, a potem doświadczyć radości z bycia sprawczym w sytuacji, która dawniej cię paraliżowała. Tak więc podsumowując wszystko w jednym zdaniu: Byłam…, ale już nie jestem niemową.”