Bez wątpienia delfiny to grupa ssaków, którą można zaliczyć do najbardziej inteligentnych zwierząt, chociażby ze względu na fakt, że potrafią się ze sobą wyśmienicie komunikować. Jednakże, dla nas ludzi, ów język jest niezrozumiały. Czyli – tu wyciągam swój pierwszy wniosek – coś może mieć SENS, ale jest NIEKOMUNIKATYWNE. Zresztą, po co tu przywoływać delfiny? Otóż całkiem niedawno doświadczyłem tego na własnej skórze. Prowadziłem rozmowę z pewnym prawnikiem, który tłumaczył mi jakieś zawiłości i w połowie naszego spotkania na mojej twarzy celnie wyśledził brak zrozumienia. A że był to człowiek uprzejmy i w świecie obyty, to rozpoczął gwałtowną próbę wydostania się ze swojego językowego getta. Bez żartów… widziałem jego hart i determinację. Podejmował bohaterskie próby, by przedrzeć się z TREŚCIĄ do mojego świata. Dla ścisłości tylko dodam – trud daremny – mea culpa!
Ale, wracam do głównego wątku. Powiedziałem, że coś może mieć SENS, chociaż jest NIEZROZUMIAŁE. Oczywiście, zapytacie mnie teraz, a skąd ty Stączku domniemujesz, że ma to SENS, skoro sam nas zapewniłeś, że tego NIE ROZUMIESZ! Racja, podzielam Waszą wątpliwość, ale na takie dictum odpowiem tylko, że zdarzają mi się sytuacje (niestety dość często), w których np. patrzę na obraz, którym się ktoś zachwyca, a do mnie on nie przemawia lub robię trzecie podejście do książki Tomasza Manna „Doktor Faustus” i szlag mnie trafia – nie chwytam, nie rozumiem. Ale tu istotna uwaga, nie ważyłbym się powiedzieć, że brak tam treści. Kilka lat temu – późno, bo późno – nauczyłem się nie stawiać znaku równości w przypadkach, kiedy czegoś NIE ROZUMIEM = TO JEST GŁUPIE. Jak napisałem, z trudem, bo z trudem, ale pojąłem, że owo równanie można zapisać inaczej, to znaczy: NIE ROZUMIEM = MOŻE NIE DOROSŁEM.
Na tym już dosyć dygresji, bo tytuł wpisu zobowiązuje i tekst ma być o korporacyjnej nowomowie… a tu, moi drodzy, sprawa przedstawia się zupełnie inaczej, niż w przypadku delfina, bo BEŁKOT, lub jak kto woli KORPORACYJNA NOWOMOWA, treści nie zawiera. Nie zawiera, ale na tym nie dosyć, bo udaje, że treść posiada, czyli można by tu na scenę drugie zwierzę wprowadzić – kameleona. Ów styl komunikacji symuluje, że w jego zawiłościach kryje się jakaś TREŚĆ, że ten rwący potok nowomowy coś z sobą niesie, ale prawda jest taka, że w środku nic nie ma! Ba, to czystej wody – tu ładne słowo – PUSTOSŁOWIE.
Może, tak sobie teraz myślę, warto by było stworzyć nową jednostkę chorobową, i tak jak mamy wodogłowie, tak można by wpisać PUSTOGŁOWIE. Trzeba by tylko – taki przynajmniej obowiązuje rygor medyczny – określić: a. typowe objawy, b. przebieg choroby. Czy ktoś podejmie się próby opisania tego przypadku klinicznego?