Piliśmy kawę w sejmowej restauracji. W pewnym momencie Pani Europoseł zadała to pytanie: „A skąd ja mam brać… ?”. Odpowiedziałem mniej więcej tak:
– Na początku naszego spotkania opowiedziała mi Pani, jak rozpoczynając pracę w Brukseli siadaliście razem (polska delegacja) w kawiarni. Pani, swoim zwyczajem zamawiała osobno espresso i osobno mleczko, tak by samodzielnie regulować smak kawy. Reakcją pozostałych europosłów były lekkie uśmiechy, trochę uszczypliwości i zaczepki. Ale pod koniec kadencji, każdy z eurodeputowanych zmienił swoje przyzwyczajenie i sposób zamawiania kawy. Robił tak jak Pani – osobo jedno i osobno drugie.
To zdarzenie może być ciekawym materiałem na story o zmianie. Jak to zrobić? Należy dokładnie opisać tę sytuację przy stoliku, a następnie dodać puentę: „Co jest potrzebne, żeby zmienić nastawienie ludzi wobec czegoś nowego?”. Potrzebne są trzy elementy. Po pierwsze, potrzebny jest widoczny przykład. Osoby, które stosują coś nowego, muszą być widziane przez innych. Muszą stykać się z daną koncepcją, która została już przez kogoś wcielona w życie. Po drugie, musimy mieć do dyspozycji trochę czasu, aby ludzie mogli się z tym oswoić. I wreszcie, po trzecie, ważne by wśród nich był ktoś, kto udzieli im odpowiedzi na pytania, które będą się pojawiały. Te trzy elementy to triada, która decyduje o powodzeniu we wdrażaniu społecznych innowacji. Na tych trzech elementach ufundowany jest praktyczny sposób pracy lidera zmian”. Słowem – to co nam powstało, to 120 – sekundowe story spod znaku „jak przekonywać do zmiany”. Moja rozmówczyni uśmiechnęła się i powiedziała: „Faktycznie, to dość proste”. Tyle rozmowy na Wiejskiej.
Z naszych doświadczeń zbieranych podczas warsztatów ze storytellingu wyłania się jednoznaczny, ale co ważniejsze – optymistyczny wniosek. Po takim szkoleniu u większości uczestników rodzi się świadomość – „wiem czego szukać i jak to opowiedzieć”. Mówiąc z pewną przesadą, można by stwierdzić, że otwiera się jakieś trzecie oko, które dostrzega i łowi zdarzenia, które stają się dobrymi historiami. A ktoś kto zarazi się tym bakcylem storytellingu staje się story hunterem, a potem story… farmerem. Czego i sobie życzę.
Ps. Rację miał Kwintylian, jeden z pierwszych znanych twórców podręcznika do retoryki, który mówił, że przykłady są czymś oczywistym zaczerpniętym z życia. Warto tu tylko zaznaczyć, bo w refleksji o narracji jesteśmy już dalej niż ten wielki Rzymianin, że opis zdarzenia, czy casy study to nie story. Między nimi nie można postawić znaku równości, ale o tym innym razem.