Mój znajomy mawia: „Każdy ma swoją historię, ale nie każdy wie, jak ją opowiedzieć, by przeszła do historii”.
Historia, którą przytoczę za chwilę. przejdzie do historii, przynajmniej tej z ostatniego szkolenia. Powód? Zawierała w sobie suspens. Posłuchajcie.
Rzecz działa się podczas warsztatów ze storytellingu dla jednego z koncernów farmaceutycznych. Pani menedżer rozpoczęła tak: „To będzie moją niechlubną historią. Na pierwszym roku studiów był pewien egzamin. istna kobyła, 80% studentów oblewało. Na ile mogłam, przygotowałam się do niego. Jestem już na egzaminie. Losuję pierwsze pytanie.  Szlag, akurat to, czego nie chciałam!
Ale myślę, może przy drugim szczęście jeszcze się do mnie uśmiechnie?
Wyciągam karteczkę – a tu, jakby ktoś celowo punktował moją niewiedzę.

Słowem – pała, nie zdałam! Do poprawki nie było wiele czasu. Siedzę w książkach, przeglądam notatki, gdy nagle wpada mi do głowy genialna myśl – przecież znałam treść dwóch pytań i pamiętałam rodzaj czcionki, więc. dobrze się domyślacie – postanowiłam napisać te dwa pytania. Jedyny problem, jaki wówczas widziałam, to tylko to, by je sprytnie (po wylosowaniu) podmienić.

Pełna dobrych myśli i z duszą na ramieniu siedzę już w sali. Losuję pierwsze pytanie i delikatnie podmieniam karteczki. Uff, udało się. Odpowiadam płynnie. Widać, że Pani Profesor jest zadowolona. Kiwa głową i mówi:

'Doskonale Pani Bacewicz, proszę jeszcze wylosować drugie pytanie. Dam Pani chwilę i wrócimy do rozmowy.’ – Powtarzam manewr. znowu mi się powiodło.
Odpowiadam jak z nut. Pani Profesor patrzy na mnie, uśmiecha się, kiwa głową. Wtem patrzę, a ona przykłada moje dwie kartki do pozostałych pytań, które już wcześniej wylosowali inni studenci. I nagle okazuje się, że moje karteczki są o połowę krótsze od tamtych! Widzę już, jak moja zadowolona Pani Profesor blednie, czerwienieje. Chwyta mój indeks i zamaszyście wpisuje wielkie „2” z wykrzyknikiem. Potem ogarnięta furią rzuca nim w kierunku drzwi i wzburzona krzyczy: 'My Pani Bacewicz się nie spotkamy na pewno, ani na tej uczelni, ani na innej. Proszę się wynosić!!!’. Cóż, jaki morał z tej niechlubnej historii? Jeżeli coś robisz – musisz to robić z głową i przewidzieć wszystkie warianty.”

Tak to było na owym szkoleniu. Był suspens. Puenta była zaskakująca. Można by jeszcze, tak zgodnie z regułami storytellingu i dla podkreślenia kluczowej myśli dodać cytat, na przykład z generała Dwighta Eisenhowera, który mawiał: „Przygotowując się do bitwy, zawsze orientowałem się, że plany są bezużyteczne, ale planowanie jest nieodzowne.” I całość by mocniej wybrzmiała.

Czego i sobie życzę, Marek Stączek

P.S. Zauważcie, całość zajmuje niecałe dwie minuty, a jaka różnica między tym, co powyżej, a monotonnym: „trzeba się przygotowywać”. Słowem, historia robi różnicę, ale trzeba wiedzieć, jak ją opowiedzieć, by.

Oczywiście owo story nie jest zachętą, pochwałą dla nieuczciwych praktyk, bo jak sama Pani menedżer powiedziała „to moja niechlubna historia”.