Jak storytelling wpływa na myślenie i działanie ludzi w organizacji?
Podczas warsztatów prowadzonych dla Siemensa jeden z uczestników powiedział bardzo ciekawą historię, posłuchajcie …
„Działo się to bardzo, bardzo dawno, bo za nieboszczki komuny. W tym czasie mieszkałem w lubuskim i nad nasze jeziora zjeżdżali się Niemcy i Holendrzy, żeby pływać na windsurfingu. A my mogliśmy tylko – popatrzeć i pomarzyć. W owym okresie, ani takiego sprzętu nie było, ani nikt z nas nie dysponował walutą, żeby go kupić na Zachodzie.
Po tym wprowadzeniu, mogę już przejść do konkretu. Pamiętam wietrzny dzień, gdy obserwowaliśmy, jak po jeziorze pływają Holendrzy. W którymś momencie jeden z nich stracił panowanie nad sytuacją i rozbił swoją deskę o pomost. Rozbił, a potem zostawił.
Takiej okazji się nie marnuje. Razem z chłopakami zabraliśmy ją ze sobą i wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić sobie taki sprzęt. Mieliśmy już model, a jeden z nas szybko wyrzeźbił z drewna prototyp. Teraz potrzebowaliśmy plastiku. Znaleźliśmy więc miejsca, gdzie w Polsce robią plastik. Okazało się, że produkcja jest w zakładach chemicznych w Oświęcimiu. Co zrobiliśmy? Jeden z nas znał zaopatrzeniowca, który jeździł do Oświęcimia. Zaproponowaliśmy mała wymianę. W tym czasie monetą wymienną był … alkohol. I tak, po kilku dniach mieliśmy już szklaną matę i utwardzacz. Powstała deska. Teraz przyszedł czas na drugą ważną część: maszt i bom. Musieliśmy mieć lekkie i mocne rury. W Kętach był producent. Co zrobiliśmy? Pewnie podejrzewacie. Powieliliśmy sprawdzony sposób: primo – znaleźć zaopatrzeniowa, secundo – złożyć propozycję „za pół litra”, tertio – sprowadzić materiał. I tak, za kilka dni mieliśmy wszystko. Powstał maszt i bom, a kolega z klubu jachtowego uszył żagiel. Jednak teraz natrafiliśmy na prawdziwy problem. Jak połączyć deskę z masztem? Połączyć w sposób, który umożliwi składania i manewrowaniem żaglem? Okazało się, że w motorach wykorzystywany jest wał kardana i właśnie za jego pomocą złożyliśmy ostatni element układanki. Powstała pierwsza deska, a potem kolejnych pięć ma których cała ekipa pływała przez kolejne cztery sezony.
Jak więc widać ograniczeniem nie jest brak środków, ale postawa, nie brak zasobów ale pewien styl myślenia”.
A jak to wiążę się z tematem storytellingu i kultury organizacyjnej? Jeżeli firmę, czy społeczność – nasączymy dobrymi historiami, to w konsekwencji wytworzymy w niej coś, co określam terminem „kultury pro” – przestrzenią w której szukamy szans i możliwości. Przechodzimy: od wymówek do poszukiwań, od negowania do tworzenia, od destrukcji do budowania.
Ale zapyta ktoś, jak dokładnie historia będzie pomagała osobom, które funkcjonują w tej kulturze? Otóż należy zaznaczyć, że dobra historia podsuwa (człowiekowi który ją usłyszał) scenariusz/strukturę zachowania się.
Owa struktura „podpowiada” jak reagować w określonych sytuacji do której odnosi się STORY. Weźmy za przykład historię od której rozpocząłem ten wpis.
Oto, ktoś wychowany w środowisku w którym krążą takie historie, w momencie gdy znajdzie się w podobnych okolicznościach, automatycznie przechodzi w tryb działania i szuka rozwiązań. Natomiast, ktoś wychowany w innym systemie, np. dajmy na to w kulturze „odziedziczonej biedy” w podobnej sytuacji korzysta ze scenariusza, który „podpowiada” mu: „Nie mam środków, więc nie można nic zrobić” i zaprzestaje swojej aktywności.
Czyli jak się okazuje, przy pomocy takich historii możemy rozprzestrzenić w organizacji skrypt zachowania się, który będzie skłaniał ludzi do konstruktywnego działania.
Pamiętam jak swego czasu rozmawiałem ze znajomą amerykanką, która w Polsce zakładała Polsko-Amerykańską kancelarię prawną. Nasza rozmowa potoczyła się w stronę zagadnienia przedsiębiorczości Amerykanów. Pamiętam, jak powiedziała mi, coś co mocno zapadło mi w pamięć: – Wiesz, u nas dziecko od urodzenia słyszy przysłowie: „Jest problem. Jest rozwiązanie”.
Zobaczcie, jaki skrypt zachowania wkładany jest w umysły młodych dzieci. Skrypt, który dopinguje i mówi: jeżeli znalazłeś się w tarapatach, rozejrzyj się, bo tuż za rogiem znajduje się rozwiązanie. Tu widać jak na dłoni jak kształtuje się przedsiębiorczość.
Zwróćcie uwagę, na pewną rozpowszechnioną praktykę, wedle której firmy zapraszają kogoś z zewnątrz, by ten podał „nowy wzór DNA”, zaproponował pożądany sposób zachowania opowiadając o sobie, swoich dokonaniach etc. I oczywiście taki zabieg nie jest zły, ale o ile większy wpływ uzyskujemy, gdy to sami członkowie organizacji będą wymieniać się historiami? Historiami, które zmierzają w kierunku „pro”. Głos z wnętrza firmy jest skuteczniejszy, bo uchyla argumenty malkontentów: „to człowiek z innej branży”, „co on może wiedzieć o naszej specyfice”.
Nowy kod DNA, czy nowy scenariusz zachowań prezentuje inne spojrzenie w stosunku do: 1. trudności, 2. wyzwań, 3. klienta, 4. relacji … etc.