Sprzedam 4 czasowniki
OGŁOSZENIE!
Kiedyś na blogu napisałem ogłoszenie – „Sprzedam 4 czasowniki”. Posłuchajcie jego treści, a nuż Was zainteresuje.
Cena to wartość, którą jesteśmy skłonni zapłacić, by coś uzyskać w zamian. Można by powiedzieć, że na tej relacji zbudowany jest cały biznes, ale jak za chwilę się okaże, nie tylko on, bo zależność „coś za coś” pojawia się wszędzie. Na początek kilka jednorodnych, ale dobitnych przykładów.
Przykład pierwszy. Nicolas Cage przygotowując się do roli chorego weterana w filmie „Ptasiek”, postanowił (cena) wyrwać dwa zęby bez znieczulenia, co miało mu pomóc lepiej zrozumieć ból, jaki odczuwali żołnierze na froncie w Wietnamie, a w efekcie lepiej odegrać rolę tytułowego bohatera (nabyta wartość).

Zatem, patrząc na tę sytuację z perspektywy „cena – wartość”, przywołany Cage, aby: 1. zyskać wiedzę, jak realistycznie i sugestywnie odegrać scenę bólu, 2. odnaleźć odpowiedni wyraz mimiczny, 3. utworzyć ślad w pamięci, który pomoże mu na planie filmowym, do swojego stomatologa powiedział: „Idziemy na ostro proszę Pana! Rwiemy na żywca, bez znieczulenia!”
Przykład drugi. Sylvester Stallone (uwaga, to będzie solidny koszt) wylądował w szpitalu, ponieważ chciał, by sceny w kultowym filmie „Rocky” wyglądały autentycznie. Dlatego zachęcał Dolpha Lundgrena, aby uderzył „na serio”, a gdy ten spełnił prośbę, Stallone wylądował na OIOM-ie, gdzie spędził… dziewięć kolejnych dni.

Przykład trzeci. Christian Bale to dopiero chętny do kupowania! Istny człowiek-metamorfoza, potrafił dostosowywać się fizycznie do granej roli w zastraszająco dużym tempie. Jego rekordem jest schudnięcie 55 kilogramów (cena) na potrzeby gry w filmie „Mechanik”. Bale raz za razem mówił sam do siebie: „nie wezmę ulubionych chipsów”, „pójdę pobiegać”, „zredukuję ilość posiłków” tak, by moje żebra były widoczne, twarz blada i wychudzona, aby w konsekwencji przybrać postać anemicznego i bardzo schorowanego człowieka. Jak to się ma do zagadnienia prezentowania? Cena wyrażana za pomocą wynalazku Fenicjan, to pieniężny wyraz wartości, czyli „ile jestem skłonny wydać PLN, by zyskać daną rzecz?”.
A w temacie, który mnie interesuje, to deklaracja… – ile poświęcę czasu, aby opracować nietuzinkowe przesłanie w mojej prezentacji, – jak wiele dam ze swoich zasobów, aby przewertować materiał i stworzyć przekonujące i oryginalne argumenty, – ile włożę energii, by moje wystąpienie primo – wciągnęło, secundo – zbudowało, tertio – zainspirowało i wreszcie quarto – olśniło moich słuchaczy. I tu mamy nasze cztery czasowniki z ogłoszenia: „wciągnąć”, „zainspirować”, „zbudować”, „olśnić”. I okazuje, że owa czwórka jest na wyciągnięcie ręki, spokojnie czeka na półce jako towar premium, ale tylko pod pewnym warunkiem – to kosztuje. Nasze dywagacje wokół tematu „cena – wartość” pozwalają nam też odpowiedzieć na dwa pytania.
Pytanie pierwsze: Dlaczego wokoło nas jest tyle słabych prezentacji? Dlaczego otacza nas paździerzowy klimat wystąpień? Powód? Brak chętnych do płacenia. Kolejki do kasy nie widać. Na tym nie koniec, bo dokoła nas mnożą się specjaliści od cen dumpingowych. Takich, którzy chętnie powiedzą nam: – „Wystarczy kilka kolorowych, animowanych slajdów i wystąpienie będzie super”, – „Dłonie? Oczywiście – rączki trzeba złożyć w wieżyczkę i kontakt wzrokowy. Tak, kontakt wzrokowy z publicznością jest najważniejszy, bo mowa ciała, oj – jaka ona jest ważna!” Czy te rady należy odrzucić? Oczywiście że nie, ale uznajmy – te podpowiedzi, są drugo-, trzecioplanowe.
Pytanie drugie – Czy można prosić o rabat? Cóż, za dobry speech cena jest urzędowo ustalona i niestety nie podlega negocjacji. W świetle tego, co napisałem powyżej, jak ożywczo i inspirująco brzmią słowa jednego z największych mówców świata, Marka Cycero, który w „Brutusie” pisał: „Deklamowałem – jak się to dziś mówi – codziennie; często z Markiem Pizonem i Kwintusem Pompejuszem albo też z kimś innym, niejednokrotnie po łacinie, ale częściej po grecku, zarówno dlatego, że język grecki zasobniejszy w krasomówcze ozdoby przyzwyczaja do przemawiania w podobny sposób i po łacinie, jak i dlatego, że sławni nauczyciele greccy nie mogliby mnie ani poprawić, ani niczego nauczyć, gdybym nie mówił po grecku”.
Przykład czwarty. Czy wiecie, jaka cena kryła się za kapitalnym odegraniem postaci Władysława Szpilmana w filmie Polańskiego „Pianista”? Kiedyś przeczytałem, że Brody, przygotowując się do tej roli: 1. zaczął uczyć się gry na pianinie, 2. sprzedał wszystkie swoje rzeczy (w tym mieszkanie i samochód), 3. odłączył się od telefonu, 4. spakował się w dwie torby i wyruszył do Europy. Cóż, do rachunku trzeba by jeszcze dopisać, że to wszystko sprawiło, że zerwała z nim jego dziewczyna.

PS. Tyle treść ogłoszenia. Chętnych do zakupu zapraszam na priv.
Ku zachęcie dwa przypadki osób, które zdecydowały się sięgnąć po 4 czasowniki.
Sytuacja pierwsza – ogólnopolska konferencja IT – SMS: „Marek… skromnie napisze, że wymiotłam! Komentarze: „Ma Pani charyzmę”, „Najlepsze wystąpienie”, „Super to Pani ogarnęła”. Kupa gratulacji i dużo osób, które podchodziły w przerwie pogadać.”
Sytuacja druga – międzynarodowa konferencja w Casablance, przedstawiciel Polski – e-mail: „Marku prezentacja poszła za**biście! Ludzie zainspirowani, wiele dyskusji po prezentacji, duży Boss mnie wyściskał, więc wygląda na to, że mamy sukces. Do tego stopnia jest pozytywnie, że koledzy z Niemiec, którzy są po nas, w przerwie obiadowej podeszli do mnie i mówią: teraz to możemy się pakować, bo nasza prezentacja jest sucha.”