Spotkanie z Michałem Rusinkiem
Czasem życie cię zaskoczy… mile. Pojechałem do rodziców w Bieszczady, a tam, w moim rodzinnym Sanoku niespodzianka… spotkanie z Michałem Rusinkiem. Po zdarzeniu mam kilka przemyśleń, ale dziś tylko dwie rzeczy warte odnotowania.
Pierwsza. Rusinek wspominał pogrzeb Stanisława Barańczaka, który odbył się w Bostonie.
– „W ceremonii uczestniczyli intelektualiści ze Stanów Zjednoczonych i Polski. Ci pierwsi mówili: krótko, poruszająco i z humorem, a drudzy… odwrotnie”.
No właśnie, okazuje się że mam podobną diagnozę stanu „kultury oralnej” naszego kraju. Mam podobną ocenę tego paździerzowego pejzażu słabych prezentacji, mówców bez… właściwości czy – przywołując klasyka:
„Zaiste ich retoryka była aż nazbyt parciana Marek Tulliusz obracał się w grobie Łańcuchy tautologii parę pojęć jak cepy” („Potęga smaku”).
Tak. Mamy podobną diagnozę, ale różnimy się w terapii, tzn. sposobie, jak to zmienić. O tym za jakiś czas napisze.
Druga. Jak wiadomo, Rusinek był sekretarzem naszej noblistki – Wisławy Szymborskiej i podczas tego spotkania otrzymał świetne pytanie: – „Jeżeli miałby pan napisać uzasadnienie dla otrzymania Nobla, to na co by Pan zwrócił uwagę?”.
Zapytany odwołując się do konkretnego zdarzenia odpowiedział bardzo dowcipnie: – „Pamiętam jak to otrzymaliśmy przesyłkę z Korei, przetłumaczony tomik wierszy. Przeglądając zawartość zauważyłem tylko dwa przypisy. Każdy dotyczył osoby przywołanej w treści wiersza. I właśnie to stanowi o uniwersalność poezji Szymborskiej. Tam nie trzeba dodatkowych wyjaśnień!”.
Siedząc pomyślałem, no właśnie: „STORY = komunikacja bez przypisów”. STORY to uniwersalny przekaz bez konieczności: a. poznania wiedzy z danego zakresu, b. robienie wyjaśnień.
Tyle relacji z Miejskiej Biblioteki Publicznej w Sanoku. A jak na dłoni widać… warto jechać w Bieszczady!