Rzymskie STORY cz. 5: Kolumna Trajana, czyli budowanie osobistej marki

Są 3 stopnie narcyzmu: pierwszy: narcyz kocha samego siebie, drugi: narcyz kocha samego siebie i odwzajemnia tą miłość, i wreszcie trzecia: narcyz kocha samego siebie, odwzajemnia tą miłość i jest o siebie zazdrosny… posłuchajcie

Z racji, że nie nagrywam dubli, a całość cyklu „Rzymskie STORY” ma charakter „notatki” związanej z pewną sytuacją, zdarza się, że powiedziałem coś nie tak, jak zamierzałem, lub zapomniałem dodać rzecz o której trzeba by było jeszcze wspomnieć. I tak było i w tym odcinku, oto wkradł się jeden błąd – powiedziałem „pas reliefów jakim „owinięta” jest kolumna liczy 20 metrów”, a powinno być „blisko 200″. I co warto jeszcze tu dodać, to fakt, że wszystkich scen jakie na nim umieszczono jest 155, a postaci jakie na nim wyrzeźbiono mają różną wielkość. I tak te najniżej umieszczone (tuż nad naszą głową) wydają się, że są takiej samej wielkości jak te, co są na wysokości 40go metra.

Rzecz druga. Apollodoros z Damaszku, twórca kolumny był jednocześnie autorem rewelacyjnego pomysłu dotyczącego podboju Dacji. Otóż w czasie, gdy rzymska armia stała przed potężną rzeką Dunaj, wymyślił, a potem skonstruował pontonowy most, co umożliwiło szybkie przejście na drugą stronę. Na zdjęciu możecie zobaczyć wielskiego mężczyznę, który symbolizuje rzekę Dunaj oraz łodzie i grupę legionistów.

Myślę, że warto też dopowiedzieć informację o małych okienkach, które widać w całej kolumnie. Otóż w jej wnętrzu znajdują się schody, które prowadzą w górę, a cała budowla to rodzaj mauzoleum, gdzie szczątki cesarza zostały pochowane.

A to zdjęcie tych, którzy mi przeszkadzali. Skóra na grzbiecie się jeży, gdy widzimy na flagach włoskiej partii emblematy komunizmu – sierp i młot.

 

P.S. Podczas nagrywania tej wypowiedzi nagle odkryłem, coś z czego nie zdałem sobie sprawy. Oto kolejność zaproponowana przez autora chiazmu: „Robię, co mówię. Mówię co robię” nie jest przypadkowa! Więcej, to rzecz genialnie prosta i do bólu realistyczna, bo najpierw powinno iść działanie: „robię” a potem „mówię”.

„Robię”. Na tym odcinku naszej aktywności, po pewnym czasie pojawiają się efekty (np. ktoś korzysta z naszej usługi), rezultaty (widać realny kształt naszej aktywności). I to tu, człowiek, który ma z nami kontakt po raz pierwszy wypowiada krótkie – „sprawdzam!”. „Sprawdzam” dla naszej rzetelności, pomysłowości, warsztatu. I o właśnie tu odpadają dwie grupy ludzi: primo – megalomanii (więcej mówią niż robią), secundo – partacze (mówią i źle robią), a pozostali przechodzą dalej.

Ale też, by nie uszło naszej uwagi, pierwszy ruch w ramach omawianego chiazmu („robię co mówię”), odnosi się do pewnego znaku różności między „zapowiedzią”, a tym „co dostarczamy”, czyli – odwołując się do naszej wiedzy geometrii: zbiór „obietnica” pokrywa się ze zbiorem „efekt”. A wtedy (i dodajmy – tylko wtedy) u odbiorcy naszych aktywności (klient, kontrahent, współpracownik, etc.) nie pojawi się to przykre odczucie, często werbalizowane gorzkim lub nerwowym – „Ale nie na to się umawialiśmy!”

A przy pozytywnym obrocie sprawy, przy wyróżniającym efekcie naszego działania pojawia się coś o absolutnie kapitalnym znaczeniu, oto przeszłość staje się naszym sojusznikiem w teraźniejszości, i wtedy (znowu dodajmy – i tylko wtedy) możemy wejść w drugą część układanki – „Mówię, co robię”. Czyli, tu już jest czas na STORY o naszym działaniu. Czas na promowanie, na prezentowanie wyników.

Pisza o tym wszystkim przypomniały mi się słowa Henry’ego Forda, który mawiał, że na zapowiedziach wiarygodności nie zbudujesz. Oczywiste! Wiarygodność buduje się w oparciu o zaplecze, o dokonania, o efekty, czyli o… przeszłość.

Trajan, jak i każdy, kto chciał zabiegać o najwyższy urząd w Rzymie wiedział, że niezbędnym warunkiem jest odniesienie wielkiego zwycięstwa – stąd nowe przestrzenie w Dacji i nowy limes dla Imperium. Ale też miał świadomość, że po owym „robię”, jest czas na „mówię”, i to „mówię” musi być wyróżniające: ciekawie i twórczo zrobione, więc Apollodoros ma już nowe zadanie.