W pierwszej części opisałem jedną, dość istotną cechę riposty oraz zadałem pytanie: „Czy umiejętności ripostowania można się nauczyć?” i nim przejdę do odpowiedzi, przedstawię jedną wątpliwość, która narodziła się w mojej głowie.
Zacznę od wątpliwości. Napisałem wcześniej, że trzecią dystynkcją riposty (obok tego, że określamy ją, jako szybką i ciętą odpowiedź na atak) jest to, że zmienia bieg akcji. Jednak teraz zastanawiam się, czy nie jest to po prostu efekt/wynik dobrej odpowiedzi? Czyli, czy nie jest tak, że trafna, elegancka riposta zamyka usta, zbija z pantałyku i zaatakowanego czyni bezapelacyjnie zwycięzcą. Tu tylko zaznaczam, sprawa wymaga przemyślenia, ale skłaniam się do przyjęcia takiego stanowiska. Już wystarczy tych wątpliwości, pora na szukanie odpowiedzi na pytanie.
Czy można nauczyć się ripostowania? – Odpowiedź: Chyba raczej nie… lub: Jeżeli tak, to efektów owych edukacyjnych zabiegów za bardzo nie widać. Z tego, co mi się wydaje, jest to zdolność dość rzadka. Leży w zasięgu małej grupy osób. Dlaczego tak sądzę? Otóż, zabierając się do pisania na ten temat, „wyguglałem” hasło „riposta”, czyli w nieprzebrane morze informacji zarzuciłem sieć i to, co wyciągnąłem, to przysłowiowa nędza z rozpaczą, a przyglądając się z bliska efektom mojego połowu, doświadczyłem takiego stanu, że „witki opadają”. Czy przesadzam? Otóż, poziom wyszukanych w Internecie przykładów jest bardzo kiepski. Brak lekkości i polotu, a za to dość dużo grubiaństwa, sporo tępoty, czyli tego wszystkiego, czym riposta w swojej naturze nie jest (sic!). Dodam, że swoich poszukiwań nie ograniczyłem tylko do tego szerokiego połowu, bo również posłużyłem się narzędziem bardziej specjalistycznym i użyłem… wędki. Do grupy znajomych (osób, które zawodowo zajmują się problematyką komunikacji i wystąpień publicznych) zwróciłem się z prośbą o podanie przykładów ciekawych ripost i tu też było mizernie, też sucho. Jednym słowem, nie ma za wielu przykładów dobrych ripost ergo, to dość rzadkie zjawisko, ergo niewielu potrafi ripostować, ergo ograniczona grupa ludzi posiada taką zdolność (o niej będzie więcej za chwilę), ergo z tą zdolnością jest jak z piegami, trzeba się z nimi urodzi, ot taka uroda tematu.
Powód drugi, który skłania mnie do twierdzenia, że tej umiejętności – raczej, nie można się nauczyć to Twoje, drogi Czytelniku, doświadczenia. Proponuję, abyś przypomniał sobie, sytuację, w której ktoś zręcznie zripostował czyjąś wypowiedź. Zaryzykuję, uprzedzając Cię w udzieleniu odpowiedzi. Cóż, pewnie nie obserwowałeś zbyt wiele lub w ogóle nie przywołasz takich przypadków, o których warto tutaj wspomnieć. Ta obserwacja skłania mnie do stwierdzenia, że jest to coś unikalnego. Coś, co nie podlega egalitarnej formule – „każdy”, „wszyscy”. Owszem, może być też inne wyjaśnienie przyczyny tego stanu rzeczy. Można by przypuścić, że wielu z nas posiada tę zdolność, ale nad nią nie pracuje i w efekcie nie widać przejawów lekkiego, eleganckiego ripostowania. Oczywiście, i tak może być, że ów drogocenny skarb leży ukryty w pokładach naszej osobowości. Przyjmując przez chwilę taką hipotezę, warto poczynić zasadną dygresję. W mojej ocenie w naszym kraju jest mało miejsc, które dawałyby możliwość rozwijania umiejętności mówienia i ćwiczenia zdolności retorycznych. Mam takie wrażenie, że wiele osób, które trafiają na szkolenia z wystąpień publicznych, przychodzi jakby z obszaru pustki. Jakby przed wejściem w szeregi organizacji, nie mieli okazji do tego, by praktykować przemawianie do większych grup słuchaczy. Cóż, możemy tylko pozazdrościć rozwiniętym demokracjom i starszym społeczeństwom obywatelskim, które wytworzyły przeróżne formy aktywności społecznej, w ramach, których mały Barack O. miał możność ćwiczenia się w mówieniu na forum.
Dobrze, wróćmy teraz do głównego nurtu, choć aż mnie kusi, by zastanowić się, jak można by ćwiczyć tego typu sprawność? Może wystarczyłoby tylko: a. prezentować dobre wzorce ripost, b. analizować strukturę i kontekst trafnych odpowiedzi, c. aranżować symulację rozmów i wystąpień, gdzie adept wymagającej sztuki będzie miał za zadanie wyrabiać w sobie tę umiejętność. Może i tak. Na marginesie dodam tylko, że jeżeli ktoś z Czytelników byłby zainteresowany uczestnictwem w takich warsztatach, mogę znaleźć formułę i zaproponować interesujący program, ale… gwarancji sukcesu nie dam!
No dobrze, jeżeli owa umiejętność jest tak rzadka, to co – prawdopodobnie – warunkuje jej powstanie? Jakie cechy pomagają w tworzeniu szybkich, trafnych i krótkich komunikatów?
Według mnie tą cechą jest rzutkość, czyli: zdolność do szybkiej reakcji, przedstawienie zgrabnej odpowiedzi, wyjścia z trudnej sytuacji. Może wyjaśnię, jak pojmuję rzutkość, podając przykład. Kiedyś oglądałem występy kabaretowe. Konwencja spotkania polegała na tym, że publiczność podawała dwa słowa – rzeczownik i przymiotnik, a komicy – w odpowiedzi mieli za zadanie ułożyć zgrabne zestawienie. I tak jedna osoba z sali krzyknęła: „świeca”, a ktoś inny dodał przymiotnik „smutno”. Nastała chwila milczenia, którą przerwał pierwszy komik i powiedział: „gromnica”, na co drugi stanął wyprostowany jak świeca, głowę lekko skłonił patrząc na swoje buty i cicho powiedział: „Przepraszam. Mam mały knot”. Publiczność odpowiedziała śmiechem. Rzutkość, możemy, zatem określić, jako – szybkość przetworzenia materiału, znalezienie ciekawej formuły (sprawność intelektualna) i zwerbalizowanie jej w rozmowie (sprawność werbalna), gdzie kluczowe jest tempo przetworzenia i reakcji.
Jeżeli riposty (raczej) nie można się nauczyć, toś nam doradco pomógł bardzo… Cóż, jednego nie można, ale na pewno można nauczyć się czegoś innego. Otóż, podam trzy wskazówki, o których warto pamiętać: Po pierwsze: nie prowokuj lepszych od siebie. Po drugie: nie wdawaj się w dyskusję z gburem. Po trzecie: miej przygotowane w zanadrzu lekkie, celne i dość ogólne odpowiedzi.
Ad. 1. Nie prowokuj lepszych. Co mam na myśli? Na razie dwa przykłady. Podczas kampanii prezydenckiej Aleksander Kwaśniewski chciał skierować oczy swoich wyborców w przyszłość i głosił na swoich plakatach: „Wybierz przyszłość”, na co opozycja, niewidzialną ręką pisała na murach: „Wypierz przeszłość”. Przykład drugi, kiedyś firma produkująca wieczne pióra wypuściła spot reklamowy z hasłem: „Zrzuć Watermana z drugiego piętra, a i tak mu się nic nie stanie”, na co konkurencja odpowiedziała kampanią: „Zrzuć Watermana z drugiego piętra i kup sobie Parkera”. W każdym z przytoczonych zdarzeń pojawia się przykład „podłożenia się” rywalowi. Czasami nie jesteśmy w stanie sprostać wyznaczonemu przez oponenta poziomowi. Historia, jaka mi się teraz przypomina, dotyczy słynnej wypowiedzi Margaret Thatcher, która na forum parlamentu powiedziała: „Gdyby moi przeciwnicy zobaczyli, że przechodzę suchą stopą po Tamizie, powiedzieliby, że nie umiem pływać”, na co wezwani do tablicy odpowiedzieli: „Gdyby nasza przeciwniczka zobaczyła, że nie umie przejść suchą stopą po Tamizie, powiedziałaby, że to wina Tamizy” – w mojej ocenie nie zdali. Odpowiedź nie była na tym samym poziomie.
Ad. 2. Nie wdawać się w dyskusje, nie debatować z osobami, które – nazwijmy to dość oględnie – preferują niski poziom rozmowy. Jako przestrogę powinniśmy powtarzać: „Nie wdawaj się z dyskusję z chamem, bo ściągnie Cię na swój poziom, a tam już pokona doświadczeniem!”.
Ad. 3. Miej przygotowane w zanadrzu zgrabne, dość ogólne odpowiedzi, które możesz użyć na wypadek ataku z drugiej strony. Podam przykład, kiedyś Leszek Miller zapytany (tu nie pomnę, o co) odpowiedział: „Naprzeciw klasztoru męskiego, stoi klasztor żeński. Coś złego z tego może być, ale nie musi”. Podobnie w tej sprawie ‘może’, ale ‘nie musi’”. Ową odpowiedź można użyć w wielu sytuacjach, można znaleźć dla niej zastosowanie w wielu kontekstach, kluczowe, by coś takiego mieć w rękawie. Dla lepszego zilustrowania tej zasady podam jeszcze przykład naszego firmowego patrona – Thomasa Edisona. Genialny wynalazca, jeden z największych twórczych umysłów, nie był zbyt uzdolniony w mówieniu, więc jak sobie z tym radził? Otóż, jak na wynalazcę przystało, znalazł ciekawy i praktyczny pomysł. Na ważniejsze spotkania zabierał z sobą plik małych karteczek. Na każdej z nich była zapisana ciekawa historia, czy anegdota. W czasie spotkania, co pewien czas wyjmował karteczkę z kieszeni, zerkał, a potem opowiadał. Następnie, dla pewności, użytą karteczkę wkładał do drugiej kieszeni, by przypadkiem nie powtórzyć tej samej anegdoty.
Tyle na dziś, w następnym odcinku odpowiedź na pytanie (zdawałoby się bezzasadne) – „Czy istnieje ryzyko w stosowaniu riposty?”.
Ps. Dygresja. Lech Wałęsa, wśród wielu niewątpliwych zasług, nie wiem, czy posiada cechę jaką jest omawiana tu rzutkość, ale… w wielu sytuacjach słowa skrzydlate wyszły z jego ust. Wystarczy przypomnieć tylko kilka z tzw. wałęsizmów: „Odpowiem wymijająco wprost”, „Nie chcem, ale muszem”, „Moja ilość trochę psuje moją jakość”, „Tonący brzytwy, chwyta się byle czego”. Przyznajcie – urocze, czyż nie?