Te słowa, obracane na wiele sposobów były czytelnym znakiem niezrozumienia tematu „marka osobista”. Dlaczego?
Już spieszę z odpowiedzią zawartą w pytaniach -„jakiego wolisz trenera?”.

Tego, który zwycięża, a ubiera się w Biedronce, czy eleganta, którego zespół dostaje srogie cięgi? lub mniej hipotetycznie, a bardzo dosadnie – „czy przypadkiem nie wybierzesz selekcjonera, który podczas meczu (wybaczcie niesmak) dłubie w nosie, jak Ronald Koeman (trenera Holandii), ale jego zespół z murawy schodzi zwycięski?

Odpowiedź wydaje się oczywista, ale… nie dla wszystkich. Szczególnie tych, co rozpisywali się o „marce osobistej” świetnie ubranego Probierza.

Tak, tak drodzy przyjaciele, ja podobnie jak wy, wolę, by mecz, który odbędzie się za trzy dni, prowadził trener:
primo, w białych skarpetkach,
secundo, w tandetnych klapeczkach, i wreszcie
tertio – odziany w koszulkę żonobijkę, ale…
quarto – który pokona Francję,
niż …
dobrze ubranego i pokonanego.

Więc, całe nieporozumienie „marka osobista Probierza” bierze się z fundamentalnego niezrozumienia organicznego związku jaki zachodzi między „autoprezentacją” a „jakością wykonywanej roboty”, „budowaniem wizerunku” a „rezultatem”.

A pewnie każdy z nas przyzna, że istotą pracy selekcjonera jest wynik, a nie dobrze skrojony garnitur. Kondycja zespołu, a nie dobrany krawat. Zwycięstwo, a nie ładny zegarek. Słowem… probierzem jest wynik w tabeli.

Jednak, jak sądzę sprawa na tym się nie kończy, bo w mojej ocenie srodzej oceniony będzie ten, który z dobrą autoprezentacją wzbudził nasze nadzieje, niż ten, który nie wyzwolił w nas stanu oczekiwania, tego niecierpliwego oczekiwania na zwycięstwo, a ostatecznie nie sprostał wyzwaniu.

Tak więc twarda rzeczywistość 90 minutowego spotkania pokazała nam, że ani garnitur, czy markowy zegarek nie wyrwą nas z obezwładniającej matni, która osacza nas od dekad. Rodzaju niemocy, który ponownie pisze trzy akty narodowego dramatu: „Mecz otwarcia. Mecz o wszystko. Mecz o honor”. A jak pewnie przyznacie, z takiego stanu niemocy uwolnić nas może tylko: talent, praca i kreatywność. I tylko połączenie tych trzech może wyrwać nas ku górze!

I tak zupełnie na koniec…
1. Podobnie przedstawia się sprawa autoprezentacji realizowana na portalu adresowanym dla profesjonalistów o nazwie „LI”. „Im większy rozjazd, między tym, co (auto)prezentowane, a jakością wykonywanej roboty tym… gorzej!”.

2. Oczywiście, jeżeli Pan Michał byłby modelem marki Lancerto, to sprawa przedstawia się zupełnie inaczej. Ale, jeżeli jest trenerem piłki nożnej, to może być i tak, że ktoś złośliwy, do wizerunku firmy dopisze „dobrze ubrany – srodze przegrany”.

3. Czy nie doceniam klasy w zachowaniu trenera Probierza np. witanie się z terenem i ekipą przeciwników? Owszem, doceniam. I to bardzo doceniam. A w samym tekście nawet nie odnoszę się do piłkarzy, bo mój polemiczny głos zwrócony jest w stronę tzw. specjalistów od marki osobistej.

fot. ABEDIN TAHERKENAREH/EPA/PAP