Wydawać by się mogło, że tytułowe pytanie jest ciut wydumane i czysto akademickie, ale… myślę, że warto pamiętać – riposta to wypowiedź „cięta”, czyli taka, która może dotknąć i zranić, a jeżeli tak, to w konsekwencji jest w stanie wywołać dwie niepożądane reakcje osoby, w którą została wymierzona.
Pierwszą możliwą reakcją jest zamknięcie na nasz punkt widzenia i przytaczane argumenty. Otóż, jeżeli jednym z naszych celów była chęć przekonania drugiej strony, skłonienia jej do większej otwartości na prezentowane przez nas stanowisko, to publicznie rzucana riposta, raczej zamyka, niż otwiera, raczej stawia mur, niż buduje most.
Myśląc o tej konsekwencji warto przywołać starą i mądrą negocjacyjną zasadę, która mówi: „Pozwól mu ocalić twarz”. Jak wiadomo, utrata twarzy wypycha naszego rozmówcę na pole walki, radykalnie usztywnia jego myślenie. Teraz nie pozostaje mu już nic innego, jak tylko obrona swojego wizerunku i walka – czasami beznadziejna (jeżeli riposta była błyskotliwa). Można by powiedzieć, że sami wpychamy naszego rozmówcę w logikę zażartego pojedynku, z którego on nie może już się wycofać. Nie może, bo inni zobaczyli, że jego argument został błyskotliwie obalony. Konstatując, teraz nasz oponent staje się zakładnikiem sytuacji, a cała jego energia kierowana jest w stronę utrzymania nadszarpniętej reputacji.
By jeszcze dokładniej pokazać beznadziejność położenia, celnie i dobitnie zripostowanego, odwołam się do przykładu. Oto, w minione wakacje, rodzinnie wybraliśmy się do Meksyku. Jedną z miejscowości, którą miałem okazję zobaczyć było Acapulco. Będąc w tym mieście, obowiązkowo trzeba zobaczyć La Quebrada, czyli mrożące krew w żyłach pokazy skoków do wody z wysokości ponad 35 metrów. Dodam tylko, że skoki są oddawane w wąskiej i skalistej zatoce, do płytkiej wody, przez bardzo młodych chłopców. Więc, jestem w tłumie gapiów, obserwuję, jak grupa nastolatków wspina się po stromej skale. Jest noc, szczelinę oświetla jasny blask jupiterów. Czterech ryzykantów stoi już na różnych półkach skalnych i czeka na swoją kolej, by skoczyć w dół. Oto woda wpływa do przesmyku i nadchodzi czas na skok. Przyglądając się dokładniej, widzę, że jeden z nich zaczyna się wahać. Jakby nagle uświadomił sobie poziom ryzyka i wyczuwał nieszczęście, ale… no właśnie – jak tu się wycofać? Setki gapiów, koledzy obok, reflektor skierowany w jego stronę. Skóra mi cierpła, gdy zdałem sobie sprawę, że ów młody chłopak był zakładnikiem sytuacji, w zasadzie nie miał możliwości ruchu. Dlaczego? Sytuacja była tak skonstruowana, że gdyby zrezygnował, naraziłby się na utratę honoru i wypadłby z gry, a w oczach innych stałby się tchórzem. Podobnie jest z człowiekiem, który na oczach innych został ośmieszony celną ripostą – musi walczyć, by zachować twarz.
Ale to, co do tej pory napisałem, to nie jedyna negatywna konsekwencja ciętej riposty. Otóż, człowiek, który poczuje się publicznie dotknięty, będzie miał tendencję do szukania rewanżu. To dotkliwe doświadczenie utraty twarzy, zwielokrotnione ilością osób, w towarzystwie których się to dokonało, stworzy mocny (czasami dość trwały) impuls do szukania odwetu. A musimy pamiętać, że zemsta to bardzo „twórcza” i długodystansowa siła. To mitologiczna erynia, której na imię Niestrudzona, ta, która dniem i nocą ściga tego, który zadał ból i skrzywdził, gna go, by nasycić się rewanżem i wyrównać rachunki.
Może podam tu przykład działania owego mechanizmu zemsty – obszar będzie inny, ale mechanizm ten sam. Podczas jednego ze szkoleń pewna kobieta opowiedziała swoją historię, posłuchajcie: „Kiedyś wracałam od weterynarza z chorym psem. Niestety, musiałam zatrzymać się przy sklepie AGD, by kupić odkurzacz. Bardzo zależało mi na czasie. Wybrałam jeden model, ale chciałam się upewnić, czy ma końcówkę obrotową, więc zapytałam – Proszę pana, czy on ma końcówkę obrotową? – W odpowiedzi usłyszałam – Oczywiście, że ma, proszę pani. – Nie sprawdziłam, wsiadłam do samochodu, gdzie czekał na mnie mój Reks i pojechałam do domu. Niestety, po rozpakowaniu okazało się, że mój nowy odkurzacz pożądanej funkcji nie ma! Ech, pomyślałam… oszukał mnie ten miły pan. Muszę złożyć reklamację. Niestety, dopiero za dwa dni miałam możliwość, by tam pojechać. Znalazłam owego pana i powiedziałam mu, jak wygląda sprawa i ku mojemu zaskoczeniu napotkałam beton (sic!). Ów mistrz sprzedaży powiedział – Pani wybrała. To pani podjęła decyzję, nikt panią nie nakłaniał, nie wymieniamy sprzętu. Odkurzacz jest sprawny i działa. – Wyszłam wściekła. W tym samym dniu miałam spotkanie z przyjaciółmi. Oczywiście opowiedziałam im, co mi się przydarzyło. Ach… nie ma, jak przyjaciele! Nie tylko, że mnie wysłuchali, ale dwoje z nich, małżeństwo z czasu studiów, postanowiło zrobić małą hecę. Powiedzieli, że w sobotę wybiorą się do tego sklepu… Wyobraźcie sobie, jest sobota. Marta i Tomek wchodzą do tego sklepu, wybierają trzy najdroższe produkty. Pan, który mnie oszukał, zadowolony, nabija kolejno na kasę: pralkę, lodówkę i telewizor, gdy nagle – niby przypadkowo – ja wchodzę do tego sklepu i zaczynam – Cześć, a co tu robicie? – Na co oni – Kupujemy sprzęt. Tomek dostał właśnie premię. – Jak to, w tym sklepie? – A co jest złego w tym sklepie? – Cóż, niby nic, ale ten kolega to oszust! No… powtórz teraz koleżko, co mi powiedziałeś w poniedziałek, jak kupowałam odkurzacz, a potem, co powiedziałeś w środę? Śmiało, gwiazdo sprzedaży, opowiadaj. – Po dwóch minutach wyszliśmy stamtąd z satysfakcją.” Tak właśnie działa paskudny mechanizm rewanżu. Jak mogliśmy prześledzić sytuację, erynia ścigała mistrza krętactwa i dopadła go wtedy, gdy najmniej się tego spodziewał.
Dobrze, wracam już do meritum. Oczywiście, może ktoś mi zarzucić, że pisząc to, trochę przejaskrawiam, bo przecież – powiecie mi – owe negatywne konsekwencje są zawsze uwarunkowane kontekstem. I macie rację – rozumienie kontekstu, który tworzą trzy czynniki, tzn.: 1. kultura sporu, jaka panuje w danym środowisku; 2. poczucie wartości osoby, w którą wymierzona była riposta (jej dystans do siebie); 3. rodzaj relacji, jaka łączy rozmówców, wydają się tu kluczowe. Słowem, dopiero ów kontekst (zestawienie trzech czynników) zadecyduje o tym, czy i jak bardzo dojdą do głosu wymienione konsekwencje.
Tu przypomina mi się historia dotycząca pewnego niemieckiego pastora (niestety, nie pamiętam jego nazwiska), który w swoim kazaniu krytycznie odnosił się do działalności Hitlerjugend w Trzeciej Rzeszy. Podczas jego wystąpienia jedna z osób przerwała mu, mówiąc: „Jak, ktoś, kto nie ma dzieci, może wypowiadać się na temat ich wychowania?”, na co ów, celnie zripostował: „Cóż, nie mi tu komentować życie prywatne Führera”, przez co wskazał, że Adolf Hitler mówił, jak wychowywać, mimo że sam nie posiadał dzieci. Cóż, zręczne odbicie piłeczki, ale i… ogromne konsekwencje…. Tu kontekst zadecydował o ryzyku i wielkich reperkusjach. My – na szczęście – nie żyjemy pod dyktaturą, ale patrząc w niektóre miejsca, powiem… ripostuj ostrożnie!
P.S. Na zjeździe Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego nowy Pierwszy Sekretarz z wielką determinacją krytykował swojego poprzednika. Nagle ktoś spośród zebranych w sali rzucił pytanie: „A gdzie wtedy byliście, jak on przewodził?”. Sala zamarła, a prelegent – wpatrując się w słuchaczy – zapytał: „Kto to powiedział?”. Nikt się nie odezwał. Mordercza cisza trwała jeszcze przez chwilę , którą spokojnie przerwał Sekretarz mówiąc: „Gdzie byłem? Siedziałem tam, gdzie ty teraz!”. Jak widać w niektórych miejscach kultura sporu jest nieobecna.