Słownik PWN definiuje „patos” jako:
1. «podniosły charakter zdarzeń o wielkim, historycznym znaczeniu»,
2. «ton lub styl mówienia lub pisania podkreślający wzniosłość tematu»,
3. «sztuczny sposób wysławiania się, pełen górnolotnych słów i wyrażeń».
Zawsze z patosem miałem nie po drodze. Z reguły budził moją rezerwę i podejrzliwość. Uważałem, że jest on ciut nietutejszy, jakby z innej epoki – wyniosły i górnolotny. Jakiś on – mówiłem sobie pod nosem – cudaczny i napompowany, ciągle z dziwnym zadęciem. Taki, co to komunikuje się z publiką na wysokim C! Ale przebieg ostatniego warsztatu zmienił moje podejście. Posłuchajcie…
Oto przez dwa dni pracowałem z grupą najlepszych polskich onkologów. Temat brzmiał: „Jak interesująco mówić publicznie?”. Czyli dla nich jest to zagadnienie, jakie wykorzystają podczas wykładów na uczelniach, czy podczas konferencji naukowych w kraju i za granicą. W drugim dniu szkolenia pracowaliśmy nad zadaniem – jak zainspirować młodych lekarzy do rozwoju. W trakcie naszej pracy powstał taki oto fragment spiczu: „Jeżeli postawimy sobie pytanie: ‘co jest istotą naszej profesji?’, to musimy widzieć jasno, by nie dać się zmylić sprawom drugorzędnym – toczymy walkę z przeciwnikiem, który nie przestrzega żadnych konwencji. To walka z siłą, która jest napastliwa, wredna i niekontrolowalna. Nasz wróg jest bezinteresownie szkodliwy, nawracająco cyniczny. Brutalnie depcze wszystko, co cenimy. Niszczy, co stanie na jego drodze. Owszem mamy dwóch sprzymierzeńców, pierwszy to nauka, drugi – nowe technologie, ale musimy sobie powtarzać – na pierwszej linii frontu stoi każdy z nas. Stoimy w pierwszym szeregu walki z chorobą o nazwie ‘nowotwór złośliwy’”.
Przy opracowaniu tej części dostrzegłem zastosowanie patosu. Ba, powiem więcej – patrząc na uczestników tego spotkania miałem intuicję, że na nowo definiują swoją rolę. Ponownie odkrywają coś, co może umknęło im w krzątaninie dnia codziennego – odkrywali istotę ich profesji. Intelektualna praca metaforą, która miała być wprzęgnięta w wystąpienie dla młodszych lekarzy oddziaływała na każdego z nas. Efekt? Nowa samodefinicja, inspiracja, rozumienie. Czyli, nie to, o co patos podejrzewałem i co mu zarzucałem: bezrefleksyjność przesłaniana górnolotnością, intelektualny marazm skryty za wysokim tonem.
Czy wczoraj zmieniłem front? Nie, ależ skąd! Nadal podtrzymuję, że dla wyrobionej publiki należy podać sos, w którym będzie autoironia i błyskotliwość, głębsza i inspirująca analiza oraz duża dawka humoru, czasami sarkazmu, ale i patos! Smacznego.
Ps. W temacie reklama tutaj.