Człowiek awansuje do stopnia swoich niekompetencji – tak brzmi zasada Laurenca J. Petera, kanadyjskiego pisarza i pilnego obserwatora życia społecznego, jakie toczy się w organizacjach.
W nawiązaniu do tej tezy warto postawić sobie pytanie – co zrobić, by nie stać się człowiekiem, który pracuje w za dużym gabinecie? – Jednym ze sposobów jest zasada samoograniczenia. Co mam na myśli? Podam przykład. W weekendowych gazetowych lekturach znalazłem wywiad z Wojciechem Jagielskim dotyczący jego ostatniej książki pt.: „Wszystkie wojny Lary”. Jak pewnie wiecie, Jagielski specjalizuje się w reportażu i jest jednym z lepszych polskich dziennikarzy i publicystów. W wywiadzie pada takie oto pytanie:
– Ale czytelnicy będą szukać w Pana książce odpowiedzi na pytania dotyczące współczesności. Słusznie?
– Słusznie, pod warunkiem, że nie będą szukać mojej odpowiedzi. Nie daję ich w żadnej mojej książce. W swoim pisaniu – dziennikarskim i książkowym – chcę dać jak najwięcej cząstek, za pomocą których czytelnik będzie mógł zbudować swój własny obraz. Jeżeli pan wyciągnie z mojej książki wniosek, że nie można wpuszczać do Europy nikogo, kto nie ma białej skóry, albo że należy wpuszczać wszystkich – ma pan do tego prawo. Ale to nie jest moja odpowiedź. Nie czuję się uprawniony do tego, by ją dawać. Ci, którzy będą jej oczekiwać, rozczarują się. Jeśli zabieram publicznie głos to tylko jako dziennikarz i wyłącznie w sprawach, którymi zajmuję się od lat i w których, może w swojej pysze, zakładam, że orientuję się lepiej niż przeciętny słuchacz lub czytelnik. Ale sprawa imigracji i porządku europejskiego nie jest moją domeną. Mam swoje zdanie, jak każdy, ale nie uważając się w tej materii za znawcę, zachowuję je dla siebie i słucham, co mają do powiedzenia mądrzejsi. Nie wydaje mi się, iż samo to, że jestem dziennikarzem, daje mi prawo, bym się na każdy temat wypowiadał czy, uchowaj Boże, pouczał innych.
Widać, że Jagielski praktykuje zasadę samoograniczenia i wie, że jej naruszenie prowadzi do samozagłady – przynajmniej tej w sferze kompetencji.
PS. Zasadę tę dedykuję komentatorom, dziennikarzom, przemądrzałym konsultantom czy trenerom, a w pierwszym rzędzie… sobie.