Na ambonę wszedł młody, wyraźnie stremowany kleryk i łamiącym się głosem wydukał: „Jeszcze dziesięć minut temu, o tym, co będę mówił wiedziałem tylko ja i proboszcz. Ale teraz, to chyba wie tylko on.”  Tak, tak, przywołany duchowny doświadczył destrukcyjnego wpływu siły jaką (niekiedy) uzyskuje nad nami trema, a dokładniej rzecz ujmując jednego z jej przejawów – czegoś podobnego do otamowania. Otamowania, czyli – jak podaje definicja – zjawiska psychologicznego, które polega na krótkotrwałej i nieoczekiwanej  przerwie w toku myśli, co w konsekwencji prowadzi do zatrzymania wypowiedzi, która to (wypowiedź) zostaje wznowiona z zachowaniem lub zmianą przerwanego wątku.

Jednym słowem, mamy do czynienia z sytuacją, gdy zaatakowana zostaje jedna z naszych władz umysłowych jaką jest pamięć. Oto chwilowo utracimy zdolność, do tego by przywołać treści, które zamierzaliśmy zaprezentować. Nagle i bez zapowiedzi trema wyłączyła nam dostęp do archiwów jakie zgromadzone są w naszej pamięci.  Teraz – przysłowiowo – tracimy głowę, a bez tego ani rusz w prezentacji.

Co więcej, dolegliwość takiej sytuacji jest o tyle większa bo: primo – mamy świadomość, „Przecież to wiemy. Znam ciąg dalszy prezentacji, ale aktualnie nie potrafię go zaprezentować”. Secundo – ów brak i całe nasze zachowanie – obserwowane jest przez uczestników prezentacji. To nie błahe zdarzenie spod znaku: „Przepraszam zapomniałem, gdzie położyłem klucze.”, czy nieco bardziej kłopotliwe: „Proszę o wybaczenie, ale na śmierć zapomniałam jak ma Pani na imię.”, bo te dwie sytuacje odbywają się face to face, lub w nieco większym gronie, natomiast teraz, w trakcie prezentacji stoimy w światle jupiterów i pozbawieni jesteśmy czegoś, co z rzadka nas aż tak bardzo zawodzi. Bo pamięć jest raczej naszym wiernym sojusznikiem. A jaka jest wtedy typowa reakcja na otamowanie? Cóż, zaskoczenie i narastający wstyd, napięcie i strach – słowem wybuchowa mieszanka.

A jak poradziła sobie Adele? Otóż, gdy obejrzycie całą sytuację to dostrzeżecie, że była lekko zaskoczona, ale zaraz, z rozbrajającą szczerością skomentowała całe zajście mówiąc: „Chol**a, nie te słowa. Chol***ra, chol***ra, chol**ra, czy powinnam zaśpiewać odpowiednie słowa? Przepraszam”.  A potem: śpiew publiczności oraz grana muzyka pomogły jej zebrać się i popłynąć z tekstem dalej.

Zauważcie proszę, że utytułowana solistka, która: 1. wykonywała ów utwór setki razy, 2. towarzyszyła jej muzyka, która ułatwiała przypomnienie tekstu, 3. była w otoczeniu fanów … zapomniała tekstu! Dlatego, o ile bardziej wymagającą jest sytuacja mówcy, który może wygłaszać swoją prezentację po raz pierwszy plus stoi przed dużą, czasami niechętną publicznością?

Sytuację z koncertu: tutaj