Znajoma opowiedziała mi historię, która idealnie pasuje do naszego, kryzysowego „tu i teraz”. A całe zdarzenie miało miejsce podczas warsztatów, jakie prowadził trener z Izraela, który pod koniec spotkania powiedział mniej więcej tak:
„Rzecz o której chciałem wam powiedzieć działa się w 2014 roku, mieszkałem wtedy w innym miejscu Izraela niż teraz, blisko granicy z Palestyną. Zawodowo podpisałem właśnie bardzo intratny kontrakt. Taki, wiecie… kontrakt życia, który gwarantuje ci pracę szkoleniową mniej więcej na cały długi rok. Rzadko kiedy zdarza się taki fart, przynajmniej mnie, a tu proszę – mam go w garści.
Zostało kilka dni do rozpoczęcia pracy. Poskładałem materiały, przygotowałem potrzebne gadżety i spokojny czekałem na rozpoczęcie projektu. No i właśnie, wtedy doszło do akcji odwetowej ze strony Izraela. I jak pewnie pamiętacie, bo media o tym donosiły – w połowie czerwca 2014 porwano i zamordowano trzech izraelskich nastolatków. W odpowiedz, nasz rząd rozpoczął operację „Pierścień Ochronny” w wyniku której zginęło 1400 Palestyńczyków.
I w jednej chwili wszystko wzięło w łeb. Klient zrezygnował, wiele instytucji się wycofało, a nad moim mieszkaniem latały rakiety. Dookoła wyły syreny, a ja zostałem sam ze swoim kredytem. Siedziałem w domu i naprzemiennie przeżywałem to obawę, że w dom trafi jakiś pocisk, to niepewność jutra związaną z pracą. I tak to wszystko mnie przytłoczyło i przygniotło, że dosłownie nie mogłem podnieść się z łóżka. Godzinami leżałem i tępo patrzyłem w sufit.
Któregoś dnia przez moją głowę przeleciała myśl: „Jeżeli będę tak leżał, to nic się nie wydarzy”. I mój wzrok napotkał stojący w rogu pokoju kuferek, w którym miałem spakowane rzeczy do prowadzenia warsztatów. Coś zaiskrzyło.
– „Wyjdę i zacznę szkolić w miejscach, gdzie są ludzie”. Jak pomyślałem, tak zrobiłem i pierwsze miejsce do jakiego się wybrałem to był schron. Siedziało tam dużo ludzi: starszych, w średnim wieku, młodszych oraz spora gromada dzieci. I od tych ostatnich rozpocząłem.
Rozstawiłem swoje gadżety, co już wzbudziło pewne zainteresowanie, a potem zwołałem je i rozpoczęliśmy. Po 15 minutach zauważyłem, że zapominają o tym co dzieje się na zewnątrz. Zaczęli rywalizować, bawić się ze sobą i uczyć nowych rzeczy. Co chwilę wybuchali głośnym śmiechem. Mniej więcej po dwóch godzinach skończyliśmy i wtedy podszedł do mnie mężczyzna, który był kimś w rodzaju kuratora od spraw socjalnych i rzucił w moją stronę:
– „Możesz to jeszcze zrobić w kilku schronach?”.
I tak rozpoczął się mój nowy projekt. Oczywiście nie był tak intratny jak ten biznesowy, ale dał mi możliwość zarabiania oraz coś dużo więcej – poczucie sensu. Więc pamiętajcie: „Lepiej zrobić krok w jakąkolwiek stronę, niż siedzieć w miejscu. Robiąc ruch możesz spotkać swoją szansę. Zrób krok i czekaj na możliwości”.
I tak to było podczas tego warsztatu.
Marek Stączek
P.S. Moja dygresja.
Obecnie pascalowska – „trzcina myśląca, kołysana na wietrze” z niepokojem obserwuje, że wiatr mocno się wzmaga i w wielu miejscach krajobraz zasnuł się ciężkimi, burzowymi chmurami. Oczywiście, nic tak nie wyostrza świadomości własnej kruchości i łamliwości jak nacierający właśnie mistral i trzcina widzi, że teraz przez Stary Kontynent przetacza się wichura.
Pewnie wielu z nas przestraszy wybieganie myślą w przód i skutecznie paraliżuje złowrogie: pytania „Co kryje się za zakrętem? Jaki obraz wyłoni się po tym wszystkim?”.
Jednak, w naszej świadomości kołacze też myśl innego rodzaju. Idea, że – akcja oswobadza z apatii oraz niweluje lęk.
I niektórzy, z wolna i umiarkowanie przychylają się do zdania przenikliwego Druckera, który mądrze radził nam, by „nie przewidywać przyszłości tylko starać się ją kształtować”.
Ale. Ale, czy takie podejście nie jest śmieszne, a może i nawet groteskowe? Wziąć kuferek i wyjść na zewnątrz? Skoro tuż obok nas – jak przekonuje wielu – w przepaść osuwają się wielkie rynki, a w innym znikają całe branże? Odpowiadam – owszem, w całej rozciągłości jest to groteskowe. Ale jest też: przedsiębiorcze. Jest odważne. A w niektórych sytuacjach – jest też przejawem męstwa.
Bo teraz czas by pilnie odrobić lekcję u starego Santiago, u który „Wszystko było stare prócz oczu. Oczu, które miały tę samą barwę co morze i były wesołe i niezłomne”. Bo skoro, on może, to i my…