Była jeszcze dobra chwila do rozpoczęcia szkolenia, a już pojawiła się pierwsza uczestniczka. Rozpoczęliśmy rozmowę i w trzecim zdaniu padło to fundamentalne: „Przepraszam, ale nie powiem nic na forum, bo mnie to strasznie stresuję”. Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę i powoli zaczął się wyłaniać powód takiej decyzji, posłuchajcie…
„Otóż, w szkole podstawowej nauczycielka wytypowała mnie (wraz z trzema osobami) do występu podczas akademii. Mieliśmy mówić na zmianę, czyli tak stojąc w rzędzie. Każdy miał swoją część i potem znowu i znowu. Więc jest już ten dzień, stoimy na środku wielkiej sali i kolej na mnie, a tu… nic. Jakby ktoś wymazał mi cały tekst z pamięci. Stoję, a wokoło mnie zabójcza cisza. Wszyscy patrzą w jeden punkt, czyli na mnie, a ja blednę, pąsowieję, potem staję się czerwona, więc mówi kolejna osoba, ale – za chwilę – znowu kolej na mnie i znowu nic! A cała szkoła wpatrzona, niektórzy się podśmiechują, inni stroją miny, a ja stoję i znikąd nie mam pomocy.
Po tej katastrofie zebraliśmy się w klasie, ale na tym nie koniec, bo moja Pani (przy wszystkich) spoliczkowała mnie! I to jest ta trauma, którą noszę od wielu lat. Od tego momentu nie zabierałam głosu w mniejszym, a tym bardziej większym gronie”.
Rozpoczęło się szkolenie i ruszyliśmy z pracą warsztatową. W drugim dniu owa uczestniczka Sonia powiedziała – „Jestem chyba gotowa. Mogę opowiedzieć story o tej traumie i moim rozwoju zawodowym w innych dziedzinach”. Ucieszyłem się, ale kątem oka widzę, że głos się jej łamie, więc zaproponowałem – „Ja powiem pierwszą część, związaną z feralną akademią, a potem ty płynne pociągniesz wątek dalej”. No i tak się stało. Sonia powiedziała swoje story tak, że słuchacze zostali zaskoczeni, a po chwili rozległy się spontaniczne brawa.
I to był właśnie moment, gdzie można było zejść ciut głębiej i pogadać o związku „traumy – tremy oraz efekcie vertigo”.
Zapytałem każdego z uczestników, jak ocenia ową prezentację. Pojawiały się określenia: „Logiczna i ciekawa”, „Płynna, z dobrą strukturą”, „Integrująca”. Zebrałem te wypowiedzi i zapytałem Sonię, co myśli o tym co usłyszała na swój temat. Jak się pewnie spodziewacie, powiedziała – „to rzeczy miłe, ale wynikają z grzeczności i nie są prawdziwe”.
Więc – mamy dwie opinie, dwie skrajnie różne oceny. Jakby dwie fotografie jednej osoby. Teraz przed Sonią stoi decyzja, którą z nich wybierze jako prawdziwą. Obecnie ma silne, subiektywne przekonanie dotyczące prawdziwości obrazu, jaki znajduje się na fotografii z przeszłości, oraz niską wiarę w to, co pokazuje zdjęcie zrobione przed chwilą. Słowem, stoi przed nią zadanie związane z tytułowym efektem vertigo. Co ono oznacza? Otóż, słyszałem o nim jeszcze na studiach. Jest to zjawisko, które dotyka pilotów, którzy przez dłuższy czas lecą w chmurach. W czasie lotu może zdarzyć się tak, że pozycja samolotu jest „do góry nogami” a oni czują, że lecą prawidłowo. To, co wtedy im pozostaje to zaufanie urządzeniu, korekta położenia, mimo iż czują, że wszystko jest ok. Przed Sonią stało zadanie – zaufać innej informacji, wybrać jako prawdziwe zdjęcie to, które zostało zrobione przed momentem.
Pewnie nie raz spotykaliście ludzi, którzy pozostają w niewoli zdarzeń, które miały miejsce 5, 10, 20 lat temu. Echo owych wypadków nie jest blade i nikłe. Nie, nie… nie jest to ledwo słyszalny głos. To przesłanie z przeszłości, które nadaje ton sprawie, jakiej rzeczy dotyczy. Jest czymś mocno determinującym zachowanie „tu i teraz”. Można by powiedzieć, że widać tu einsteinowską względność czasu.
Tak więc, jeżeli ktoś z nas czuje, że przypadek Soni jest mu bliski powinien pamiętać, że warto „posłuchać nowych głosów” i dokonać trudnego zwrotu vertigo. Oczywiście, ów ruch oderwania się od jest uwarunkowany wielkością i skalą danego przeżycia, dlatego są różne formy pracy, choćby coaching, terapia. Ale czasami wystarczy usłyszeć pozytywną opinię innych i dostać wzmocnienia podczas warsztatów z prezentacji.
P.S. Pewnie większość z was słyszała historię, która dobrze ilustruje związek przeszłych doświadczeń i obecnego funkcjonowania. Otóż, pewien człowiek wybrał się do cyrku i zainteresował go jeden numer, w którym wielki słoń chodził posłusznie ciągnięty na łańcuchu. Zainteresowany widz zapytał potem trenera, jak to jest możliwe, że to wielkie zwierzę nie podejmie próby zerwania się. W odpowiedzi usłyszał: „Kiedyś, gdy ten słoń był malutki, próbował bez powodzenia; to doświadczenie uformowało w nim przekonanie, że sobie z tym nie poradzi”.