Sytuacja pierwsza. Prowadziłem spotkanie przygotowujące Panią Profesor z Uniwersytetu Medycznego do wygłoszenia swojego expose. Podczas naszej rozmowy padało słowo – neologizm, rzecz niezwykle ciekawa, a do tego trafna. Mówiąc o jednym z profesorów, powiedziała: „Ten to sprofesorzał”. Hmmm – pomyślałem, takie niewinne słowo, a trafia w sedno i wyraża sedno.
Bo czy w tym jednym słowie nie wyrażamy owego dziwnego stanu utraty dystansu do samego siebie i zgubienia miary w ocenie proporcji – kim jestem i co znaczę?
Pewnie wielu z nas może opowiedzieć o przypadkach, które widzieliśmy, kiedy to umysł ogarnia siła mitomanii. Gdzie człowiek widzi inaczej, myśli inaczej, a jego ego zrasta się z czymś – jak w tym wypadku z pozycją akademicką – i nadyma się do nieprawdopodobnych rozmiarów.
Sytuacja druga. W sobotę byłem na spektaklu reżyserowanym przez znajomego – Wiesława Bednarza. Sztuka bardzo ciekawa, rzecz o Francu Kafce grana przez amatorski zespół. Po zakończonym spektaklu zapytałem – Co masz w planach? Na co on – Pracuję nad Szaniawskim i mam dla ciebie anegdotę z nim związaną. Otóż, pod koniec swojego życia – razem z wieloma artystami – mieszkał w domu pracy twórczej w Krakowie. Czasami, tak dla zabawy, krakowscy żacy podchodzili pod okna tego budynku i wołali: „Mistrzu! Mistrzu!”. I wiesz Marek, wszystkie okna się otwierały z wyjątkiem jednego, tego które przynależało do pokoju Szaniawskiego.
Sytuacja trzecia. W zeszłym tygodniu zmarł Zbigniew Wodecki. Człowiek wielkiej pogody i dystansu do siebie. Zachęcam zobacz, jak potrafił żartować na swój temat: Wodecki – tutaj
Dystans do siebie, ale nie do tematu – tego i sobie życzę. Marek Stączek