Nie przewidziałem takiego rozwoju wypadków… O książce pt. „Prezentacja publiczna. Mów komunikatywnie, oryginalnie i przekonująco”
300 metrów od plaży, w Sopocie warsztaty o sztuce prezentacji publicznej a ja pomyślałem – ciekawe, nie przewidziałem takiego rozwoju wypadków.
Książkę pt. „Prezentacja publiczna. Mów komunikatywnie, oryginalnie i przekonująco” napisałem dość dawno, bo w 2005 roku. Jej powstanie było wynikiem połączenie dwóch, dość prostych obserwacji.
Pierwsza. Książki biznesowe dotyczące tego zagadnienia (przyjemniej w tamtym okresie) były pisane na zasadzie „kopiuj – wklej”, treści powtarzał się okrutnie. Czytając je miało się wrażenie, że autorzy nie wnoszą nic nowego, a głównie rozwijano ideę znaczenia komunikacji niewerbalnej w prezentacji. Dla ścisłości dodajmy, bałamutnie interpretowano badania Alberta Mehrabiana, który jakoby dowiódł, że kluczem skuteczności w komunikowaniu jest „mowy ciała”, bo – jak dowodzono: „7% – to słowa i język którym się posługujemy, 38% – barwa i ton głosu, a 55% – gesty, mimika postawa, czyli – cała komunikacja niewerbalna”.
Cóż, niestety wielu czytelników, czy uczestników szkoleń bazujących na tych treściach uwierzyło w owo błędne przesłanie i rozpoczął się jakiś „para pantomimiczny ruch” w prezentacjach publicznych.
Dla ścisłości jedynie dodajmy, że wielu uczy takiego podejścia do tej pory (sic!). A i na tym nie koniec, bo wielu (w działach HR) do dziś, za te błędne treści słono płaci!
Słowem, jakby „era kształcenia mimów” jeszcze nie odeszła do słusznie i sprawiedliwie minionej przeszłości.
Obserwacja druga. Do świata biznesu trafiłem z obszarów NGO-sów i byłem już po dużej liczbie szkoleń z tego zakresu oraz (co może ważniejsze) miałem doświadczenie mówienia – dwa, trzy razy w tygodniu prezentowałem do małych, większych grup słuchaczy. Porównując to do średniej doświadczenia menedżerskiego (w typowej korporacji), to dość dobry wynik.
Dodam tylko … Tak, tak moi drodzy, w NGO-sach trzeba się nagadać! Trzeba umieć inspirować, zachęcać i motywować, bo tam – przepraszam za techniczny zwrot – nie ma innych „środków oddziaływania”.
Więc, te dwa czynniki zaowocowały pomysłem – „A może by tak coś napisać?”.
Jak wyszło? Oczywiście, nie mnie oceniać, a jak wiadomo – każda pliszka swój ogon chwali.
Jednak, z mierzalnych wyników mogę powiedzieć, że:
- Publikacja miała już 6 wydań, czyli spokojnie udało się przeskoczyć próg bestselleru, który mówi o warunku 10 000 sprzedanych książek.
- Na jej podstawie powstawał warsztat szkoleniowy, w którym uczestniczyło ponad 12 000 osób.
- W niektórych szkołach biznesu książka znalazła się w kanonie lektur dotyczących publicznego mówienia.
Zdjęcie przesłane od znajomego ze studiów MBA – Akademia Koźmińskiego.
- W oparciu o zawartą w niej koncepcję przygotowujemy osoby do ważniejszych prezentacji i wystąpień.
Przykład, wiadomości od szefa polskiego oddziału międzynarodowej korporacji, który po wystąpieniu w Casablance napisał.
- Z przesłaniem zawartym w książce udało się wyjść poza moje środowisko zawodowe (głównie korporacje i biznes). Czytali ją ludzie z NGO-sów, świata edukacji, polityki, samorządowcy a nawet duchowni.
Takie komentarze cieszą, bo STORY idzie dalej nie tylko w świecie biznesu, posłuchajcie…
“Panie Marku, serdecznie dziękuję za przekazaną w ciekawy i dowcipny sposób wiedzę. Każdy Pana wykład, na którym byłam wniósł wartościowe i przydatne informacje, które wykorzystuję potem w mojej nauczycielskiej pracy. Po ubiegłorocznym Kongresie PASE kupiłam Pana książkę o wystąpieniach publicznych. Najpierw sama wgryzłam się w temat, a potem przekazałem tą wiedzę moim uczniom w gimnazjum i liceum. Wierzę, że właśnie dzięki tej wiedzy, wygraliśmy dwa Ogólnopolskie konkursy Public Speaking Contest. Moi uczniowie okazali się być najlepsi w Polsce, bo mieli świadomość jak przemawiać i być w tym wiarygodnym. W tym roku również kupiłam Pana książki. I zamierzam zrobić z nich użytek. Taki, który przynosi pozytywne efekty zarówno w mojej pracy, jak i wnoszący coś kreatywnego i ważnego dla młodzieży. To trudne w tym pędzącym na oślep świecie, ale nie niemożliwe. Pan i ja staramy się każdego dnia uświadomić coś innym. Dziękuję za wiedzę i Pana super wykłady. Z ogromną przyjemnością się Pana słucha. Pozdrawiam serdecznie i ciepło.”
Ewa Drobek, XV Liceum z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Narcyzy Żmichowskiej – Warszawa.
A patrząc krytycznie na sprawę, na pewno trzeba by zrobić uaktualnienie zamieszczonych przykładów oraz podać nowe ilustracje, jednak … pod kluczowymi tezami mogę podpisać się nadal.
A dla tych z Was, których powyższy wywód zmęczył lub może nawet zniesmaczył kieruję takie, wielce uprzejme słowa z intencją życzliwego rozumienie niżej podpisanego.
Jeżeli, jak mróweczka uwijasz się i mozolisz prowadząc selfpublishing, bo masz żywe przekonanie, że primo: na rynku wydawniczym panują wilcze prawa, secundo: autor ogrywany jest przez wielkie wydawnictwa w sposób koncertowy, to czasami… „musisz” lub „powinieneś” taką notkę napisać, by sprawę czytelnictwa w III RP jakoś popchnąć dalej, czego – jak mawiał Kisiel – „i sobie życzę!”.
Marek
P.S. Mam też na koncie książkę, która bezapelacyjnie uzyskała status książki niesprzedawanej. Tak, tak… pisałem ją pół roku i nikt, absolutnie nikt jej nie kupuję. Cóż, trzeba iść dalej karmiąc się kisielem.